muzyka
ROSE
Lekko oburzona wsiadłam do auta. Nie powiem, że nie czułam wyrzutów sumienia, bo czułam.
Uraziłam go tym, wiem to.
Blondyn zajął miejsce kierowcy, widziałam, że jest przygnębiony. Chciałabym go przeprosić, ale nie wiem jak.
Luke prze całą drogę nie odezwał się do mnie. Rozmawiał tylko z Calem przez telefon, poinformował go, że się znalazłam Ja również nie zamierzałam się do niego odzywać.
Oparłam głowę o szybę i wpatrywałam się w drogę.
Luke jechał na prawdę szybko przez co w przeciągu dwudziestu minut byliśmy pod domem.
Nie czułam ani trochę zmęczenia, ale za to czułam ból. Bolał mnie brzuch, plecy, ręce, uda, wszystko. Na pewno będę miała siniaki. Jeśli już nie mam.
Chłopak wysiadł z auta, a ja zaraz za nim. Od razu podszedł do mnie Ashton.
- Rose, co Ci się stało.- spytał dotykając mojego policzka. Zabolało mnie to czyli pewnie mam już siniaka.
- powiedzmy, że ktoś na mnie napadł.- przytulił mnie lekko.
- chodzimy do ogrodu.- zaproponował Cal.- zrobimy jeszcze jakieś ognisko albo chociaż grilla.
- taak!- krzyknął Ashton i pobiegł za dom. Wszyscy poszliśmy za nim. Szłam za nimi.
- może chcesz bluzę?- spytał mnie Luke. Skinęłam lekko głową. On poszedł do domu, a ja z chłopakami do ogrodu. Usiadłam na krześle i patrzyłam jak Ash nieudolnie rozpala ognisko.
W głębi duszy chciało mi się śmiać, ale nie chcę zrobić mu przykrości.
- nie mamy o czym.- odpowiedział oschle i ruszył z miejsca. Chwyciłam swoją małą dłonią jego nadgarstek.
- chciałam Cię przeprosić. Co nie znaczy, że już nie myślę, że jesteś potworem.- powiedziałam nawet się nie zastanawiając. A powinnam.
- gdybyś przeżyła to co ja zmieniłabyś zdanie o mnie, bo gdy leżysz na dnie sama czasami ciężko się podnieść.
- Luke, co działo się w twojej przeszłości?- spytałam zaciekawiona. Spuściłam głowę w dół. Może nie powinnam pytać.
- chodź do mojego pokoju.- powiedział cicho i westchnął. Razem poszliśmy do jego sypialni i zajęliśmy miejsce na łóżku.
- ten człowiek, on, umm... zabił moich rodziców. Przez wiele kat obwiniałem się za ich śmierć, bo myślałem, że zginęli w wypadku. Ojciec prosił mnie wtedy bym sprawdził czy wóz jest sprawny, nie zrobiłem tego. Niedawno dowiedziałem się, że zostali zamordowani, nie mogłem mu tego odpuścić.
- przykro mi Lukey.- szepnęłam. Na prawdę mi go szkoda.
- nie użalaj się nade mną. Nienawidzę tego.- mruknął.- Masz czasem tak, że mówisz, że jest dobrze? Rozmawiasz. Trzymasz się. Wmawiasz sobie, że wszystko jest w porządku. Czujesz się tak, jakby było. Ale wystarczy jedna sekunda. Jedno małe wspomnienie. Jedna myśl. Żeby wewnątrz posypać się na kawałki. Raz, drugi, dziesiąty, aż kiedyś będą tak małe, że się nie poskładają. Czujesz się tak?- zaprzeczyłam kręcąc głową. Zazwyczaj czułam się dobrze. Nie miałam problemów z samą sobą.- a widzisz, ja mam tak prawie zawsze.- nie miałam pojęcia co mam mu odpowiedzieć. Powiedzieć, że mi przykro? Nie, nienawidzi użalania. Powiedzieć, że miałam dobrze w życiu? Nie, to by go dobiło. Może po prostu przytulić? To chyba nie na miejscu biorąc pod uwagę nasze dotychczasowe relacje i to, że on jest jednym z moich porywaczy. No cóż, trudno.
Przybliżyłam się do niego i mocno przytuliłam. Lekko zdezorientowany objął mnie również ramionami. Zaskoczyłam go swoim zachowaniem.
Tkwiliśmy w tym uścisku dobre pięć minut. Pocierałam pocieszająco jego plecy. W końcu się od niego odsunęłam.
- wybaczysz mi?- spytałam cicho. Może za szybo? Czuję, że dzisiaj popełniam same błędy.
- mogę wybaczyć, ale nigdy nie zapomnę.- spuścił głowę i zaczął bawić się palcami, a ja ujrzałam na jego nadgarstkach blizny.
LUKE
Teraz tak naprawdę to wszystko nie ma sensu.
Nawet ludzie którzy mówią, że jestem najważniejszy, nie pytają czy jest ok, czy nawet nie widzą starań, zapominają.
A co jeśli decyzje które podjąłem są złe, czuje to, nawet żałuje po części relacje w jakie się zaangażowałem.
I co teraz?
Dam rade wiecznie uciekać w słuchawkach od wszystkiego?
Najgorsze, chyba jest to że nie, nie dam rady.
Czy są inne wyjścia?
Urwać kontakty-przecież nie jestem jedyną osobą jaką znają, pewnie nawet nie będą aż tak żałować, co mi szkodzi, urwać, zacząć od nowa, może będzie inaczej, ale czy podołam temu?
Czy ktoś mnie zatrzyma tu i teraz żebym został?
Pewnie nawet obeszłoby się bez reakcji, więc jak?
Co zrobić? Odejść?
Dadzą sobie radę beze mnie.
Gorzej będzie z Rose. Nie mogę jej zostawić samej z Michaelem.
Niby będzie Calum i Ashton, ale co jeśli oni też odejdą. Mikey potrafi być pieprzonym dupkiem od, którego wszyscy odchodzą. Po kilku dniach wróciliby na pewno, bo to ich przyjaciel, ale czy nie za późno?
Wiele myśli chodziło mi po głowie. Wierciłem się na łóżku, aż w końcu postanowiłem wyjść na zewnątrz. Zszedłem w samych bokserkach na dół w rękach trzymając paczkę papierosów oraz zapalniczkę.
Otworzyłem szklane drzwi prowadzące do ogrodu. Usiadłem na ławce pod drzewem i zapaliłem jednego papierosa.
Następnie drugiego i trzeciego. Posiedziałem bezczynnie z pół godzinki oczyszczając umysł z wszystkich myśli. Zostały tylko te krążące wokół Rose. Ta dziewczyna ewidentnie mnie pociąga. Czuję coś do niej. Wiem, że to na pewno tylko zauroczenie i byłaby to panienka na jedną noc, dlatego nawet nie będę próbował niczego wobec niej. Za dużo się już przeze mnie wycierpiała by cierpieć jeszcze bardziej.
Potarłem dłońmi zmarznięte ramiona i wróciłem do środka.
W kuchni dostrzegłem Rose opierającą się o blat. Poszedłem tam.
_______________________________________________________________
Po pierwsze chciałabym bardzo, bardzo podziękować Poli za napisanie poprzedniego rozdziału. Kocham Cię Poluś! <3
Po dwa, muszę podziękować wam za te ponad 12 tysięcy wyświetleń, nawet nie wiecie ile to dla mnie znaczy.
No, ale są też złe wiadomości. A mianowicie, to, że rozdział dziewiąty jest prawdopodobnie ostatnim w te wakacje. Aczkolwiek postaram się napisać coś jeszcze przed rozpoczęciem. :)
Co jeszcze?
Chyba wszystko.
Zapraszam na ''Case'' oraz ''Invincible''
20 komentarzy było dla was małym problemem więc 15 KOMENTARZY=NEXT i Tweetujcie z hashtagiem!!!!
Do napisania xx.
//Hemmingsowa
ROSE
Lekko oburzona wsiadłam do auta. Nie powiem, że nie czułam wyrzutów sumienia, bo czułam.
Uraziłam go tym, wiem to.
Blondyn zajął miejsce kierowcy, widziałam, że jest przygnębiony. Chciałabym go przeprosić, ale nie wiem jak.
Luke prze całą drogę nie odezwał się do mnie. Rozmawiał tylko z Calem przez telefon, poinformował go, że się znalazłam Ja również nie zamierzałam się do niego odzywać.
Oparłam głowę o szybę i wpatrywałam się w drogę.
Luke jechał na prawdę szybko przez co w przeciągu dwudziestu minut byliśmy pod domem.
Nie czułam ani trochę zmęczenia, ale za to czułam ból. Bolał mnie brzuch, plecy, ręce, uda, wszystko. Na pewno będę miała siniaki. Jeśli już nie mam.
Chłopak wysiadł z auta, a ja zaraz za nim. Od razu podszedł do mnie Ashton.
- Rose, co Ci się stało.- spytał dotykając mojego policzka. Zabolało mnie to czyli pewnie mam już siniaka.
- powiedzmy, że ktoś na mnie napadł.- przytulił mnie lekko.
- chodzimy do ogrodu.- zaproponował Cal.- zrobimy jeszcze jakieś ognisko albo chociaż grilla.
- taak!- krzyknął Ashton i pobiegł za dom. Wszyscy poszliśmy za nim. Szłam za nimi.
- może chcesz bluzę?- spytał mnie Luke. Skinęłam lekko głową. On poszedł do domu, a ja z chłopakami do ogrodu. Usiadłam na krześle i patrzyłam jak Ash nieudolnie rozpala ognisko.
W głębi duszy chciało mi się śmiać, ale nie chcę zrobić mu przykrości.
Po chwili dołączył do nas również Hemmings. Podał mi czarną, męską bluzę, którą od razu na siebie włożyłam. Zmarzłam szczerze mówiąc i to bardzo.
Michael pomógł Irwinowi rozpalić ogień i wszystko poszło potem sprawnie. Upiekliśmy razem kiełbaski.
Nigdy nie czułam się przy nich tak dobrze. Śmialiśmy się, rozmawialiśmy, tylko Luke nadal był przybity. Muszę go przeprosić. Wstałam ze swojego miejsca i podeszłam do Luke'a, który siedział przy ognisku. Sączył powoli piwo cytrynowe. Gdy koło niego usiadłam podał mi drugą butelkę.
- dzięki.- wymamrotałam. Otworzyłam szklane naczynie otwieraczem do butelek i napiłam się trochę. Ciągle wpatrywałam się w ogień.
-Luke możemy porozmawiać?- spytałam cicho.- nie mamy o czym.- odpowiedział oschle i ruszył z miejsca. Chwyciłam swoją małą dłonią jego nadgarstek.
- chciałam Cię przeprosić. Co nie znaczy, że już nie myślę, że jesteś potworem.- powiedziałam nawet się nie zastanawiając. A powinnam.
- gdybyś przeżyła to co ja zmieniłabyś zdanie o mnie, bo gdy leżysz na dnie sama czasami ciężko się podnieść.
- Luke, co działo się w twojej przeszłości?- spytałam zaciekawiona. Spuściłam głowę w dół. Może nie powinnam pytać.
- chodź do mojego pokoju.- powiedział cicho i westchnął. Razem poszliśmy do jego sypialni i zajęliśmy miejsce na łóżku.
- ten człowiek, on, umm... zabił moich rodziców. Przez wiele kat obwiniałem się za ich śmierć, bo myślałem, że zginęli w wypadku. Ojciec prosił mnie wtedy bym sprawdził czy wóz jest sprawny, nie zrobiłem tego. Niedawno dowiedziałem się, że zostali zamordowani, nie mogłem mu tego odpuścić.
- przykro mi Lukey.- szepnęłam. Na prawdę mi go szkoda.
- nie użalaj się nade mną. Nienawidzę tego.- mruknął.- Masz czasem tak, że mówisz, że jest dobrze? Rozmawiasz. Trzymasz się. Wmawiasz sobie, że wszystko jest w porządku. Czujesz się tak, jakby było. Ale wystarczy jedna sekunda. Jedno małe wspomnienie. Jedna myśl. Żeby wewnątrz posypać się na kawałki. Raz, drugi, dziesiąty, aż kiedyś będą tak małe, że się nie poskładają. Czujesz się tak?- zaprzeczyłam kręcąc głową. Zazwyczaj czułam się dobrze. Nie miałam problemów z samą sobą.- a widzisz, ja mam tak prawie zawsze.- nie miałam pojęcia co mam mu odpowiedzieć. Powiedzieć, że mi przykro? Nie, nienawidzi użalania. Powiedzieć, że miałam dobrze w życiu? Nie, to by go dobiło. Może po prostu przytulić? To chyba nie na miejscu biorąc pod uwagę nasze dotychczasowe relacje i to, że on jest jednym z moich porywaczy. No cóż, trudno.
Przybliżyłam się do niego i mocno przytuliłam. Lekko zdezorientowany objął mnie również ramionami. Zaskoczyłam go swoim zachowaniem.
Tkwiliśmy w tym uścisku dobre pięć minut. Pocierałam pocieszająco jego plecy. W końcu się od niego odsunęłam.
- wybaczysz mi?- spytałam cicho. Może za szybo? Czuję, że dzisiaj popełniam same błędy.
- mogę wybaczyć, ale nigdy nie zapomnę.- spuścił głowę i zaczął bawić się palcami, a ja ujrzałam na jego nadgarstkach blizny.
LUKE
Teraz tak naprawdę to wszystko nie ma sensu.
Nawet ludzie którzy mówią, że jestem najważniejszy, nie pytają czy jest ok, czy nawet nie widzą starań, zapominają.
A co jeśli decyzje które podjąłem są złe, czuje to, nawet żałuje po części relacje w jakie się zaangażowałem.
I co teraz?
Dam rade wiecznie uciekać w słuchawkach od wszystkiego?
Najgorsze, chyba jest to że nie, nie dam rady.
Czy są inne wyjścia?
Urwać kontakty-przecież nie jestem jedyną osobą jaką znają, pewnie nawet nie będą aż tak żałować, co mi szkodzi, urwać, zacząć od nowa, może będzie inaczej, ale czy podołam temu?
Czy ktoś mnie zatrzyma tu i teraz żebym został?
Pewnie nawet obeszłoby się bez reakcji, więc jak?
Co zrobić? Odejść?
Dadzą sobie radę beze mnie.
Gorzej będzie z Rose. Nie mogę jej zostawić samej z Michaelem.
Niby będzie Calum i Ashton, ale co jeśli oni też odejdą. Mikey potrafi być pieprzonym dupkiem od, którego wszyscy odchodzą. Po kilku dniach wróciliby na pewno, bo to ich przyjaciel, ale czy nie za późno?
Wiele myśli chodziło mi po głowie. Wierciłem się na łóżku, aż w końcu postanowiłem wyjść na zewnątrz. Zszedłem w samych bokserkach na dół w rękach trzymając paczkę papierosów oraz zapalniczkę.
Otworzyłem szklane drzwi prowadzące do ogrodu. Usiadłem na ławce pod drzewem i zapaliłem jednego papierosa.
Następnie drugiego i trzeciego. Posiedziałem bezczynnie z pół godzinki oczyszczając umysł z wszystkich myśli. Zostały tylko te krążące wokół Rose. Ta dziewczyna ewidentnie mnie pociąga. Czuję coś do niej. Wiem, że to na pewno tylko zauroczenie i byłaby to panienka na jedną noc, dlatego nawet nie będę próbował niczego wobec niej. Za dużo się już przeze mnie wycierpiała by cierpieć jeszcze bardziej.
Potarłem dłońmi zmarznięte ramiona i wróciłem do środka.
W kuchni dostrzegłem Rose opierającą się o blat. Poszedłem tam.
_______________________________________________________________
Po pierwsze chciałabym bardzo, bardzo podziękować Poli za napisanie poprzedniego rozdziału. Kocham Cię Poluś! <3
Po dwa, muszę podziękować wam za te ponad 12 tysięcy wyświetleń, nawet nie wiecie ile to dla mnie znaczy.
No, ale są też złe wiadomości. A mianowicie, to, że rozdział dziewiąty jest prawdopodobnie ostatnim w te wakacje. Aczkolwiek postaram się napisać coś jeszcze przed rozpoczęciem. :)
Co jeszcze?
Chyba wszystko.
Zapraszam na ''Case'' oraz ''Invincible''
20 komentarzy było dla was małym problemem więc 15 KOMENTARZY=NEXT i Tweetujcie z hashtagiem!!!!
Do napisania xx.
//Hemmingsowa
Aaaaa kurwa kocham cię!!!Hahah kocham jak nazywasz mnie Poluś xddd
OdpowiedzUsuńRozdział zajebisty i normalnie mam zawał więc wzywaj karetkę xdd a jak umrę to będziesz płaciła za mój pogrzeb xddd żart :D
Czekam nn jak zawsze :D
To jest takie .... Kochane <3 Oczywiscie jak dla mnie wien uak dla innych. :3
OdpowiedzUsuńCzekam na nn ;**
Next!!! ❤️
OdpowiedzUsuńSuper. Next
OdpowiedzUsuńŁoo... Brak slow na to jaki talent mas do pisania... mam nadzieje ze Luke nie odejdzie... czekam na nastepny.... Kocham tego bloga... sama probowalam pisac ale nie znalazlam dobrego tematu... i wiem ze to ciezki kawalek chlepa takze podziwiam i zazdroszcze... Pozdrawiam xx
OdpowiedzUsuńświetny :)
OdpowiedzUsuńGenialny ♡
OdpowiedzUsuńKocham, Kocham <3 ~ Grubcio <3
OdpowiedzUsuńŚwietny *.*
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział ;) Do następnego :p
OdpowiedzUsuńM.
Świetny :) Jak każdy z resztą :)
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać kolejnego *.*
Zostałaś nominowana do LBA! :D
OdpowiedzUsuńhttp://vilu-y-leon-4ever.blogspot.com/
Następny!! Kochammm!!
OdpowiedzUsuńOMGGGH JAJSBXHSHBSBSJS BOSKIIIII <3 PROSZE O KOLEJNY! !!!
OdpowiedzUsuńKocham <3
OdpowiedzUsuńkocham kocham <333 daj jeszcze coś w wakację :))
OdpowiedzUsuńCzekam na kokejny z niecierpliwością :***
OdpowiedzUsuń