środa, 15 lipca 2015

chapter four

 PRZED PRZECZYTANIEM SPRAWDŹ ZAKŁADKĘ ''BOHATEROWIE''

  Zaparkowałam samochód pod firmą. Wysiedliśmy razem z Oliverem, zamknęłam samochód od strony kierowcy kluczykiem i ruszyłam stromymi schodami na górę do wysokiego oszklonego budynku. W szpilkach ledwo dotrzymywałam kroku chłopakowi, który stąpał co drugi stopień. Chwycił moją dłoń, ciągnąc mnie za sobą.

   - Dałabym sobie radę, Olie.

   - No nie wiem, Skarbie.- zaśmiał się krótko pod nosem, a ja lekko zarumieniłam.

  Otworzył przede mną drzwi i wpuścił mnie pierwszą do środka. Znaleźliśmy się na środku holu utrzymanego w ciemnych kolorach. To jedyne miejsce w firmie które nie jest wystrojone w białe lub szare meble oraz ściany. Podeszłam do recepcji. Za ladą z ciemnego piaskowca stała wysoka, zgrabna blondynka dwa lata starsza ode mnie.

   - Cześć, Ari.- uśmiechnęła się do mnie promiennie i spojrzała na mojego towarzysza. Zauważyłam jak delikatnie się rumieni i dyskretnie spuszcza wzrok.

   - Cześć, Amando... Dasz mi klucze do sali konferencyjnej i mojego biura?- Odwróciła się do nas tyłem i z zabezpieczonej alarmem szklanej gablotki wyciągnęła dwa klucze, o które prosiłam. Przy jednym z nich wisiała czarna przywieszka z numerem dwieście osiemdziesiąt, przy drugim taka sama, ale z numerem trzysta.

   - Proszę bardzo.- podała mi je znów rozpromieniona. Chyba nigdy nie widziałam jej smutnej. Ale cóż, jak to mówią- najwięcej uśmiechają się ci, którzy najbardziej cierpią.

   - Dziękuje, Kochana.- posłałam jej kolejny serdeczny uśmiech i udałam się z przyjacielem do również oszklonej windy. Wjeżdżając na górę można podziwiać cudowną panoramę tego pięknego miast jakim jest Los Angeles.

  Splotłam dłonie trzymając je nisko. Oparłam się plecami o przeźroczystą ścianę i patrzyłam przed siebie.

  Zaczęłam rozmyślać. Dlaczego Luke nie odzywał się do mnie przez tyle czasu? Kto zabił mojego ojca? Może to właśnie on? W końcu skoro przeprowadził się tu dla mnie mógł też zabić mojego tatę, by mieć mnie tylko dla siebie. Jest taki psychiczny? To niedorzeczne! Dlaczego w ogóle o tym pomyślałam?

  Ale zabił już człowieka. Nie mógłby go zabić. Jeśli mu na mnie zależy nie zrobiłby tego. Nie zrobiłby takie świństwa.

  Nie zraniłby mnie tak bardzo, nie zniszczyłby mnie. Już raz mnie zniszczył.

   - Hej, Rose.- poczułam delikatne szturchnięcie w ramię. Zamrugałam szybko kilka razy powracając myślami do rzeczywistości. Przeniosłam wzrok na blondyna, czekającego na moją jakąkolwiek reakcję.

   - Tak?

   - Jesteśmy już na miejscu.- Powiedział nieco rozbawiony tą sytuacją. Rozejrzałam się.
Rzeczywiście byliśmy już na dwudziestym piątym i ostatnim piętrze wieżowca. Westchnęłam cicho w duchu, wyszłam na korytarz. Chłopak cały czas szedł za mną jak posłuszny pies za swoim panem.
  Zanim udaliśmy się do biura zaprowadziłam go do sali konferencyjnej.

   - To tu dokonujemy przetargów.- Zrobiłam cudzysłowie palcami w powietrzu. Przygryzł lekko wargę i wszedł do środka. Zamknęłam za nami drzwi chociaż nawet gdybyśmy chcieli uzyskać tu trochę prywatności byłoby to niemożliwe. Sala- podobnie jak większość pomieszczeń w całym budynku- jest oszklona z każdej strony. Uśmiechnęłam się ciepło do jednego z ogromnych ochroniarzy stojących obok drzwi. Podeszłam do długiego, białego stołu i usiadłam na jednym z wielu czarnych krzeseł ustawionych dookoła. Na ścianie przeciwległej do drzwi wisi wiele pięknych obrazów oraz tablica interaktywna. Oprócz tych kilku przedmiotów sala jest kompletnie pusta. Na suficie wiszą tylko trzy lampy. W dzień oświetleniem są promienie słońca.
Bujałam się na krześle kiedy Oliver oglądał całe pomieszczenie i malowidła na ścianach.
   - Chcesz zobaczyć biuro?- spytałam po pewnym czasie. Byłam nieco zmęczona i znudzona.
   - Tak, chodźmy.- wyciągnął do mnie dłoń więc ją chwyciłam. Poszliśmy razem do końca korytarz, skręciliśmy w lewe skrzydło budynku i na samym końcu stanęliśmy przed potężnymi mahoniowymi drzwiami.
   - W razie czego, tu masz zapasowy klucz.- wskazałam spód doniczki z kwiatem stojącym w kwietniku.
   - To takie oklepane.- zaśmiała się cicho, zawtórowałam mu i otworzyłam drzwi kluczem od Amandy. Przepuścił mnie w drzwiach więc weszłam. Po pomieszczeniu krzątała się Tracy.

   - Tracy co tu robisz?- spytałam zdziwiona. Spojrzała na mnie jak dziecko, które wyleje sok na dywan, na swoją matkę.

   - Porządkuje papiery.

   - Prosiłam cię o to trzy dni temu.- skrzyżowałam ręce na piersi opierając się o biurko. Popatrzyłam na Olivera, który właśnie zajmował miejsce na dużej, białej skórzanej kanapie.
   - Przepraszam, nie miałam na to czasu.

   - Idź już Tracy, dam sobie radę.- westchnęłam cicho. Jedynym zajęciem tej dziewczyny tutaj jest odbieranie telefonów, których nie ma tak dużo po śmierci mojego ojca. Brunetka opuściła biuro tak jak o to poprosiłam.

   - Pomogę ci.- McCall podszedł do mnie, wziął segregator który wzięłam do ręki. Powiedziałam bezgłośnie ''dziękuje''. Skinął głową uśmiechając się lekko i wrócił na swoje poprzednie miejsce.
   - To może pójdę po kawę. Mrożona czy zwykła?- ruszyłam do wyjścia.

   - Zwykła.- odpowiedział nie patrząc na mnie. Siedział z nosem w dokumentach. Wyszłam na korytarz. Przechodząc przez korytarz słyszałam jedynie stukot moich szpilek uderzających o marmurową podłogę, ten dźwięk odbijał się echem w moich uszach.

  Weszłam do windy i zjechałam nią pięć pięter. Kupiłam dwie kawy w kawiarence na dwudziestym piętrze.

   - Jak się czujesz, Rose?- spytał Kevin, robiąc mi moją ulubioną mrożoną kawe z bitą śmietaną i karmelem. Odebrałam od niego chłodny napój i od razu się napiłam. Poczekałam jeszcze na latte dla przyjaciela.

   - Nie jest najgorzej. Jakoś się trzymam.- posłałam mu lekki uśmiech, odwzajemnił go od razu.

   - Po co ci, aż dwie kawy?- podał mi drugą.

   - Przyjechałam z przyjacielem.

   - Luke'iem?- uniósł pytająco brew.

   - Skąd wiesz o Hemmingsie?- zdziwiłam się. Jestem pewna, że nigdy mu o nim nie wspominałam. Nawet nie miałabym kiedy. Nie rozmawiamy zbyt często.

   - Od, Lucy.- wzruszył lekko ramionami.

   - Mogłaby mówić Ci trochę mniej.

   - Jesteśmy parą, mowi mi o wszystkim.

   - Wiem, ale niektóre rzeczy mogłaby zostawić dla siebie.- mruknęłam odchodząc od lady.

  Wróciłam od razu do swojego biura. Po drodze spotkałam śpieszącą się do wyjścia Tracy, która powinna skończyć swoją zmianę dopiero za godzinę. Nie zauważyła mnie, a ja jej nie zatrzymywałam. Jest ostatnio bardzo roztargniona.

   - Przyniosłam ci kawę.- Odłożyłam oba kubki na biurko i usiadłam na blacie biorąc drugi segregator z papierami.

  Pełno niepotrzebnych już dokumentów walało się po podłodze. Ja już dawno skończyłam swój napój, a Oliver nawet nie zaczął. Spojrzałam na niego. Przeglądał papiery z trzeciego już segregatora.

   - Olie, kawa ci wystygła.- westchnęłam. Uniósł wzrok, odłożył wszystko i wstał. Szybkim krokiem podszedł do mnie. Jedną dłoń umieścił na moim biodrze, drugą zaś na policzku. Z każdą sekundą jego twarz była coraz bliżej mojej. Zamknął oczy, ja również. Położyłam dłoń na jego torsie powstrzymując tym samym przed pocałowaniem mnie.

   - Nie możemy.- szepnęłam w ostatniej chwili gdy jego wargi muskały już moje.

   - Nie obchodzi mnie to.- powiedział bez namiętnie. Przywarł ustami do moich.


A/n Tak cholernie was przepraszam! Przepraszam, że już prawie trzy miesiące nic nie napisałam, nawet wyjaśnienia. Dopadł mnie okropny brak weny, ale cóż w końcu jest! Wiecie, że dokładnie rok temu wstawiłam na Fight czwarty rozdział? Dokładnie tak jak dzisiaj wstawiam czwarty rozdział Revenge. Dwa miesiące temu była rocznica powstania tego bloga. Przepraszam, że nic nie przygotowałam na tamten dzień. Tak jak wspominałam nie miałem weny.
15/16 lipiec jest również dla mnie szczególnym dniem/nocą (lol). Po pierwsze- urodziny Hemmingsa. Po drugie- właśnie teraz mija pierwsza rocznica moję przyjaźni z internetową przyjaciółką. Chciałabym jej teraz, ''przy was'' za wszystko podziękować. Za to, że była w trudnych dla mnie chwilach, wytrzymała ze mną tyle czasu XD, wspierała mnie i dopingowała. Ogólnie dziękuje jej za wszystko i mocno ją kocham. ♥ Właśnie jej dedykuję ten rozdział.
Jeszcze jedno. Jedzie ktoś na Jahoo Jahaa do Warszawy? Może ktoś chciałby się spotkać? :)
Więc do napisania, Sherlock x.
 

niedziela, 26 kwietnia 2015

chapter three

  Posłał mi ciepły uśmiech. Przygryzłam wargę podchodząc do niego. Stanęłam tuż przed nim, niespodziewanie wspięłam się na palce i pocałowałam go delikatnie. Poczułam ten sam smak mięty i tytoniu co miesiąc temu. Ten sam zimny kolczyk w wardze, ten sam Luke, w którym się zakochałam. Przez chwile nie wyczułam, żadnej reakcji z jego strony. Już miałam się odsunąć i go za to przeprosić, ale przyciągnął mnie bliżej swojego ciała, kładąc dłonie na moich biodrach. Oddał pocałunek, a nawet go pogłębił. Uśmiechnęłam się nie przerywając pocałunku. Uniósł mnie delikatnie, a ja oplotłam nogami jego biodra. Mruknął, odwrócił nas i oparł mnie o maskę wozu, napierając przy tym na mnie swoim ciałem, przez co cicho jęknęłam w jego usta. Korzystając z okazji wtargnął językiem do mojej buzi. Nasze języki tańczyły do sobą, odnalazły wspólny rytm. Oboje łaknęliśmy swoich ciał, ale żadne z nas się do tego nie przyzna. Ja pragnęłam jego, on pragnął mnie. Przygryzł lekko moją dolną wargę i odsunął się powoli, nabierając łapczywie powietrza do ust. Uśmiechnął się, przygryzł wargę, a mnie zrobiło się gorąco.

 - Powinienem już jechać.- powiedział cicho. Skinęłam tylko głową. Odsunął się więc zeszłam z maski.

 - Do zobaczenia.- ruszyłam w swoją stronę.

 - Ro.- zatrzymałam się i odwróciłam przodem do chłopaka.

 - Tak?

 - Może... wyszłabyś gdzieś ze mną wieczorem?- wow Luke zaprasza mnie na randkę? Nie spodziewałam się. W duchu uśmiechnęłam się szeroko i cieszyłam, ale na zewnątrz pozostałam nie wzruszona.

 - Randka?- zaśmiałam się cicho pod nosem. Gramy w jakieś głupie podchody zamiast wyznać sobie miłość. Zachowujemy się jak niedojrzałe dzieciaki z podstawówki. Skinął, zwilżając usta językiem.
- z chęcią.- nie czekając już na odpowiedź poprawiłam torbę na ramieniu i odeszłam.

  Weszłam do domu i oparłam się plecami o drzwi. Tęskniłam. Przymknęłam oczy, oddychając głęboko, szybko się ogarnęłam i poszłam do kuchni. Powiesiłam torbę na oparciu krzesła, nalałam sobie wody do szklanki. Wypiłam od razu całą zawartość.

 - O, Rose jesteś w końcu.- do pomieszczenia szybkim krokiem weszła Lucy.- szminka ci się rozmazała.- powiedziała od razu. Wciągnęłam gwałtownie powietrze. Wytarłam usta chusteczką.

 - A coś się stało?- umyłam szklankę i odwróciłam się w jej stronę. Uniosłam pytająco brew widząc jej zdenerwowanie.

 - Gdzie byłaś? Umierałam z nerwów.- Wywróciłam oczami. Zdjęłam płaszcz i odwiesiłam go tam gdzie wcześniej torbę.

 - Byłam z Luke'iem.- nie patrzyłam na nią.

 - Z Hemmingsem? Co on tu robi? Nie widziałam go od... Od czasu w którym zniknęłaś!- przełknęłam ciężko ślinę. Odwróciłam się do niej przodem co nie było dobrym pomysłem. Zabijała mnie wzrokiem.- To z nim uciekłaś?

 - Z nikim nie uciekłam!- uniosłam ręce w geście obronnym.- Lucy obiecuję, że w końcu ci wszystko wyjaśnię.- powiedziałam już ściszonym tonem. Westchnęła.

 - Dobra. Tak w ogóle w salonie siedzi chłopak, który podaje się za twojego przyjaciela.- zmarszczyłam brwi. Pomyślałam, że to Ashton, Calum lub Michael więc szybko udałam się do pomieszczenia, które wskazała przyjaciółka. Pierwsze co zobaczyłam to ogromny bukiet kwiatów w wazonie na stole. Później siedzącego do mnie tyłem chłopaka o blond włosach sięgających prawie do ramion.

 - Olie?- jedyna możliwość , która przyszła mi do głowy. Choć mógł to być też Ash...

  - Rose.- blondyn wstał szybko i podszedł do mnie.Chwycił moje dłonie, splótł je ze swoimi. Do moich oczu napłynęły łzy.

  - Tak dawno cię nie widziałam.- szepnęłam i przytuliłam się do niego. Objął mnie ramionami. Tak bardzo za nim tęskniłam. Oliver McCall to mój bardzo bliski przyjaciel. Jest dla mnie jak brat. Nie widziałam go całe 4 lata, bo wyjechał do Nowego Jorku.

 - Nie widzieliśmy się 4 lata. Tęskniłem.- uśmiechnęłam się i odsunęłam na długość ramienia.

 - Co tu robisz, Olie? Myślałam, że wyjechałeś do Nowego Jorku na stałe.

Usiedliśmy na kanapie. Emma przyniosła nam herbatę, przy okazji wyściskała chłopaka mówią, że dawno go nie widziała.

 - Rose, ja już wracam do domu.- Lucy cmoknęła mój policzek. Pokiwałam głową.

 - Uważaj na siebie.- uśmiechnęła się i poszła.- No więc Oliver, co tu robisz?

 - Słyszałem o twoim ojcu i postanowiłem wpaść. Miałem przyjechać na pogrzeb, ale jak to ja- spóźniłem się na pociąg.- zaśmiał się.

 - To takie w twoim stylu.- zaśmiałam się pod nosem.

 - Coś się zmieniło? Masz chłopaka?- poruszał zabawnie brwiami.- widziałem jak się całowaliście.

 - Podglądałeś!- zaśmiał się i uderzyłam go w ramię, a ten się za nie złapał udając, że go boli.- To nie jest mój chłopak... To, to skomplikowane i nie chcę o tym rozmawiać.- westchnęłam

 - Jasne, rozumiem.- uśmiechnął się delikatnie. Oparłam się o oparcie kanapy. Blondyn nie spuszczał ze mnie wzroku, przygryzłam lekko wargę i odwróciłam głowę w drugą stronę. Ciesze się, że nie drążył dalej tematu, bo nie mam ochoty powiadać mu o Luke'u.

  Wzięłam do ręki teczkę z dokumentami leżącą na komodzie. Zaczęłam przeglądać papiery. Cholera jeszcze muszę zająć się księgowością, bo Miley- księgowa- zachorowała. Chyba nic nie wyjdzie z tego dnia wolnego. 

 - Masz ochotę jechać ze mną do biura?- popatrzyłam na Olie'go.

 - Jasne czemu nie.- uśmiechnął się.

Odwzajemniłam gest i napiłam się herbaty. Przyglądałam się przez chwilę McCallowi. Dopiero teraz zorientowałam się jak bardzo się zmienił. Zdecydowanie wydoroślał. Wyraz twarzy mu się zmienił, kiedyś wyglądał na bardziej przyjaznego.. Ma lekko zapadnięte policzki i dłuższe włosy, bardzie uwydatnione mięśnie, na których opina się biały t-shirt.

 - Zrób zdjęcie, zostanie na dłużej.- z rozmyśleń wyrwał mnie śmiech chłopaka. Zarumieniłam się i spuściłam wzrok na teczkę leżącą na moich kolanach.

 - Przepraszam.- mruknęłam zakłopotana. Miałam nadzieję, że tego nie widzi, przecież patrzył przed siebie.

 - Mi to nie przeszkadza.- zaśmiał się po raz kolejny i poprawił się na kanapie. Ta pewna siebie i bezczelna strona Olivera mnie denerwuje, ale i tak go kocham.


A/n Przepraszam, że nie dodałam nic przez 2 tygodnie, ale przez egzaminy nie miałam czasu, a czekają mnie jeszcze dwa jutro i po jutrze. :(
Mamy nowego bohatera! Lubicie Olivera? :)
Macie zwiastun do revenge >>KLIK<<, mam nadzieje, że się podoba. xx Znowu rozdział wyszedł mi jakiś krótki, eww. Postaram się, żeby następny był dłuższy.
Hemmingsowa.


niedziela, 12 kwietnia 2015

chapter two


 - Masz ochotę na kawę?- spytał, Luke gdy byliśmy już w centrum miasta.
 - Jasne.- Z tobą zawsze. Uśmiechnęłam się lekko, ale w oczach nadal miałam łzy.
Blondyn przygryzł lekko kolczyk w wardze, a ja gwałtownie wciągnęłam powietrze. Jak to możliwe, że zaczął tak na mnie działać? Nie widzieliśmy się miesiąc, zmieniła się bardzo. Jest taki intrygujący, pociągający. Przełknęłam ciężko ślinę i usiadłam wygodniej na fotelu rozluźniając mięśnie.
  Po dziesięciu minutach w kompletnej ciszy zdecydowałam się zadać mu pytanie.
 - Co robisz w Los Angeles, nie wróciłeś do Sydney?- nie odpowiedział. Zatrzymał samochód na nie dużym parkingu przed kawiarenką ''Violet''. Często bywałam tu z tatą. Westchnęłam cicho i wysiadłam nie czekając, aż otworzy mi drzwi. Usłyszałam charakterystyczny dźwięk zamykania auta na klucz i poczułam dłoń Hemmingsa łapiącą moją. Uśmiechnęłam się, ale po chwili wróciłam do obojętnego wyrazu twarzy.
  - Szkoda, że tak rzadko widzę twój uśmiech.- westchnął i odwrócił mnie w swoją stronę. Przytrzymał moją twarz dłonią i spojrzał w moje oczy. Nie miałam możliwości odwrócić wzroku.
- Jest naprawdę piękny.- wyszeptał i przybliżył się do mnie. Przymknęłam oczy z nadzieja, że za chwile mnie pocałuje. Pocałuj mnie! Krzyczałam w środku. Poczułam jego ciepłe usta jedynie na policzku. Otworzyłam szeroko oczy kiedy pociągnął mnie delikatnie za sobą do stolika przy dużym oknie.
  - Zjesz coś?- patrzył na mnie kiedy zdejmowałam płaszcz i siadałam na krześle.
  - Nie dziękuje. Napije się tylko kawy.- oparłam głowę na dłoniach. Skinął, patrząc na mnie z góry. Odszedł do lady za, która stałam starsza pani wyglądająca na niezwykle miłą kobietę.
Wyjęłam telefon z kieszeni i odblokowałam go wpisując kod pin 0312. Na ekranie pojawiło mi się 25 nieodebranych połączeń od Chrisa- mojego zastępcy, 15 od mojej sekretarki, Jasmin i łącznie 15 wiadomości od tej dwójki. Jęknęłam niezadowolona, nawet jednego dnia spokoju. Westchnęłam i schowałam telefon do torby. Dzisiaj jestem niedostępna dla firmy, dadzą sobie radę. Chris wie co robić.
  Wystukiwałam palcami na blacie rytm piosenki lecącej w radiu. Po kilku minutach do stolika wrócił Luke. Usiadł naprzeciwko mnie i postawił przede mną kawę i ciasto czekoladowe. Napił się swojego latte i  spojrzał na mnie.
 - Jedz, wyglądasz marnie.- Chwycił moją dłoń leżącą na stole. Przejechał palcami po moich odstających kostkach palców i spojrzał na mnie z troską. Wzięłam kawałek ciastka do ust.
 - Zmieniłeś się.- podsumowałam.
 - To prawda.- odstawił filiżankę na stolik.- Ale moje uczucia do ciebie się nie zmieniły- szepnął pocierając kciukiem moją dłoń. Spuściłam głowę, westchnęłam w duchu. Nie mogę. Nie mogę być w związku. Praca zajmuje większość mojego czasu.
 - Co robisz w Los Angeles?
 - Mieszkam tu.- wzruszył obojętnie ramionami- przeprowadziłem się tu z chłopakami, siostrą, jej narzeczonym i ich dzieckiem w drodze.- zmarszczył noc. Luke, będzie wujkiem...
 - Dlaczego nie zostałeś w Sydney?- Czy to brzmiało jakbym go stąd wyganiała?
 - Chciałem być blisko ciebie i mieć pewność, że jesteś bezpieczna.- zabrałam dłoń z jego uścisku.
Odwróciłam wzrok i wróciłam do picia mojego napoju. Odsunęłam od siebie talerzyk z niedojedzonym ciastem. Zemdliło mnie. Nic nie jadłam od chyba dwóch dni, mało śpię. Jestem praktycznie cały czas na kawie i środkach przeciwbólowych. Wiem, że to bardzo nierozważne i niebezpieczne, ale nie mam czasu by zjeść normalny posiłek. Do tego ten cały stres, od tego wszystkiego cały czas boli mnie głowa. Chyba muszę rozważyć opcję sprzedaży firmy.
 - Ro, jadłaś coś dzisiaj?- troska w jego głosie była niemal wyczuwalna.
 - Nie.- pokiwałam głową. Nie będę kłamać, przecież widać jak osłabiona jestem.
 - Masz jeść. Rozumiesz?- ton jego głosu zmienił się na surowy. Wydawał się być zdenerwowany.- Rozumiesz?- syknął kiedy nie odpowiedziałam.
 - T-tak.- zająknęła się.- chyba powinnam już iść.- odstawiłam kubek i wstałam z miejsca.
 - Odwiozę cię.- pomógł mi założyć płaszcz. Położył dłonie na moich ramionach. Poczułam prąd przechodzący po moim ciele kiedy mnie dotknął. Prawie mruknęłam, ale w porę się od niego odsunęłam. To było przyjemne uczucie. Nie ukłucie czy ból jak zwykle bywa kiedy porazi cię prąd.
 - Wezmę taksówkę.- stanęłam przodem do niego.
 - Nie wygłupiaj się- w jego oczach rozbłysło rozbawienie. Nie wydaje mi się, żebym powiedziałam jakiś kawał. Jego huśtawka nastrojów jest chyba nienormalna. Zachowuje się jak kobieta w ciąży. Powstrzymałam się od przewrócenia oczami. Położył dłonie na moich policzkach. Przejechał po jednym z nich kciukiem i po wargach. Nie odrywał oczu od moich ust. Zwilżyłam je delikatnie językiem i przygryzłam wargę. Spiął się. Czemu mnie po prostu nie pocałuje? Wiem, że pragnie tego tak jak ja.

Zatrzymał się pod moją posiadłością. Zgasił silnik, przeniósł wzrok na mnie.Uśmiechnął się lekko co od razu odwzajemniłam.
 - Może wejdziesz?- założyłam niesforny kosmyk włosów za ucho.
 - Przepraszam, ale mam kilka spraw na głowie.- uśmiechnął się przepraszająco.
 - Rozumiem... Dziękuje.. za wszystko.- przygryzłam wargę.
 - Mam ochotę cię pocałować i z trudem się powstrzymuje.- powiedział nagle. Patrzył na moje usta tak jak kilka minut temu w kawiarence.- ciągle pamiętam smak twoich ust.- tym razem spojrzał w moje oczy. Uciekałam wzrokiem od jego błękitnych tęczówek.- mój ulubiony smak.- nie wiedziałam co mam odpowiedzieć i czy w ogóle coś mówić.
 - Powinnam już iść.- powiedziała w końcu po dłuższej chwili ciszy. Cóż, też pragnę go pocałować. Chcę czuć dotyk jego dłoni, mieć go blisko siebie i na wyłączność. Każdy czegoś chce, ale nie zawsze może to mieć.
Zaśmiał się cicho pod nosem i pokręcił głową. Pewnie pomyślał, że zrobił z siebie głupka. Gdyby tylko wiedział o czym myślę...
 - Do zobaczenia.- mruknął patrząc przed siebie, już nie na mnie. Wysiadłam z auta. Pochyliłam się by na niego popatrzeć.
 - Miło było cię znowu widzieć.- szkoda tylko, że w taki dzień i nie mogę spędzić z nim dnia.
 - Ciebie też, Rosie.- uśmiechnął się. Nikt, tak dawno nie nazywał mnie ''Rosie''.
 - Do zobaczenia.- zamknęłam drzwiczki. Ruszyłam żwirową ścieżką do drzwi domu. Nie słyszałam, żeby Hemmo odjeżdżał więc odwróciłam się jeszcze na chwilę do tyłu. Uśmiechnęłam się widząc go opierającego się o swoje auto. Przygryzłam wargę wpadając na pewien pomysł.

A/n W zeszycie wydawało się to o wiele dłuższe...
Chciałabym, żeby skomentował to każdy kto przeczyta, bo pojawia się od pewnego momentu tak mało komentarzy. :( Postanowiłam, że będę wstawiała rozdziały w weekendy, prawdopodobnie co tydzień. Pod koniec miesiąca może się nie pojawić ponieważ są egzaminy, rozumiecie... :/ Zaglądajcie  do zakładki "zwiastuny". Pojawił się już zwiastun revenge. :)
No to, do następnego. xx

sobota, 4 kwietnia 2015

chapter one

  Patrząc w przestrzeń przede mną bawiłam się kubkiem gorącej kawy. Nerwowo poprawiałam czarną sukienkę, którą miałam na sobie. Nie jestem gotowa na pogrzeb ojca. Mimo, że minął już miesiąc, ból psychiczny jest nadal nie do zniesienia. Dzisiaj pożegnam się z nim już na zawsze i zostawię go kilka metrów pod ziemią.
   Po raz kolejny tego ranka wytarłam słone łzy, które wyznaczyły mokre ścieżki na moich policzkach i brodzie. Usłyszałam ciche pukanie do drzwi. Odstawiłam kubek i wstałam z miejsca. Przeszłam przez korytarz i otworzyłam drzwi nie czekając, aż zrobi to Emma. Uśmiechnęłam się na widok Lucy. Wpuściłam blondynkę do środka i nic nie mówiąc poszłyśmy do kuchni. Zaparzyłam nam świeżą kawę, moją drugą już dzisiaj i usiadłam na wysokim barowym krześle przy wyspie kuchennej. W ciszy obie sączyłyśmy ciemną ciecz. Przyjaciółka zajęła miejsce obok mnie. Zagryzłam mocno wargę, by nie wybuchnąć płaczem, ale i tak chyba już nie mam czym płakać. Jestem wykończona. Wczoraj sprzątałyśmy z Emmą dom po tym całym śledztwie, a później pojechałam do biura ojca, które tak na prawdę stało się moim biurem i do 2 nad ranem siedziałam nad papierami. Resztę nocy przepłakałam oglądając stare zdjęcia. Jestem wdzięczna osobie, która wymyśliła coś takiego jak makijaż, bo dzięki niej mogłam zakryć te paskudne worki pod oczami.
   Owszem, mogłabym zamknąć firmę, ale wtedy około 2 tysięcy osób zostało by bez pracy i środków do życia. Mogłabym również oddać firmę, ale skąd mogę wiedzieć, że ta osoba nie porzuci tej firmy albo czy będzie dbała o interesy? A co najważniejsze czy to będzie uczciwa osoba?
Tyle lat tata nad nią pracował, nie mogę się tak po prostu jej pozbyć.
- Jak się dzisiaj czujesz?- spytała w końcu dziewczyna, przerywając tym samym grobową ciszę panującą między nami.
- Okropnie- szepnęłam. Jedna łza spłynęła po moim policzku. Otarłam ją szybko i spojrzałam na przyjaciółkę. Przygryzała wewnętrzną część prawego policzka. Coś ją trapi. Głęboko się nad czymś zastanawia. Zawsze tak robi gdy myśli nie dają jej spokoju.
- Nad czym tak myślisz?- spytałam. Napiłam się kawy spoglądając na nią. Uniosła na mnie wzrok i skanowała nim moją twarz.
- Rose, gdzie podziewałaś się przez te kilka tygodni?- wiedziałam, że to pytanie w końcu padnie. Przecież nie mogę jej powiedzieć. Odstawiłam filiżankę i wzięłam głęboki wdech. Chwyciłam jej dłoń w swoje ręce i spojrzałam w oczy. Pokręciłam głową spuszczając wzrok.
 - Lucy, ja nie mogę ci teraz powiedzieć.- muszę jeszcze ukrywać prawdę przed najlepszą przyjaciółką. Świetnie. Może być gorzej? Co jeszcze mnie spotka? Jakie niespodzianki szykuje na mnie los?- Wytłumaczę i opowiem ci wszystko, ale daj mi czas.- poprosiłam szybko kiedy blondynka chciała się odezwać. Przytaknęła głową, a ja wypowiedziałam bezgłośnie ''dziękuje''. Co ja mam jej powiedzieć. A no wiesz, Luke porwał mnie razem ze swoimi kumplami, żeby dostać pieniądze od mojego ojca, a na końcu zakochałam się w nim ze wzajemnością. Nic takiego.? To brzmi tak... niepokojąco. Od razu zawiozłaby mnie na komisariat i kazała złożyć zeznania. Ale ja postanowiłam, że nie wydam ani Luke'a, ani żadnego z jego kumpli.
 A może... Może to któryś z nich zabił mojego ojca? Może Luke chciał mieć tylko dla siebie i pozbył się mojego taty? Pierwszy raz od całego miesiąca o tym pomyślałam i w sumie to całkiem sensowne. Oni są nie obliczalni i zdolni do wszystkiego.
– Rose..- zza drzwi wyłoniła się Em.- Witaj Lucy- przywitała się z. Emma również bardzo przeżyła śmierć Petera. Miała ogromne szczęście, że akurat wtedy wyszła do sklepu. Pewnie zostałaby drugą ofiarą. Chociaż pewnie ktoś musiał obserwować ojca i wiedział, że był wtedy sam w domu.
– Tak Emmo?
– Musimy już jechać.- westchnęła. Skinęłam jedynie głową.
  One wyszły przed dom, a ja poszłam jeszcze na górę po kilka rzeczy. Wzięłam portfel, w którym tata trzymał ulubione zdjęcie mamy i pióro, którym uwielbiał pisać. Niby nic takiego, ale chcę by miał te rzeczy przy sobie.
  Zabrałam swoją torbę z salonu i pośpiesznie wyszłam z domu. Zakluczyłam drzwi, upewniłam się, że są zamknięte, że alarm jest włączony i wsiadłam do samochodu. Kierowca nie zwlekając długo ruszył kierując się w stronę obrzeży, gdzie znajdował się cmentarz. Całą drogę pusto wpatrywałam się w szybę. Obserwowałam jak domki, bloki, wieżowce znikają za nami, a pojawia się gęsty las. Jesteśmy już blisko. Czy jestem gotowa? Nie, nigdy nie będę na to gotowa.
  Spędziłam tak chyba półgodziny nie ruszając się ani odzywając, aż znaleźliśmy się na miejscu. Cały czas panowała między nami przytłaczająca cisza, która całkowicie mi odpowiadała. Gdy zobaczyłam cmentarz poczułam, że się duszę. Szybko wysiadłam z wozu i odetchnęłam kilka razy świeżym powietrzem. Emma i Lucy znalazły się obok mnie w ekspresowym tempie.
  Weszłyśmy na teren cmentarza. Mijają nagrobki czytałam nazwiska i sprawdzałam wiek zmarłych. Najbardziej było mi szkoda tych małych dzieci, które nawet w najmniejszym stopniu nie zdołały zasmakować życia. Jest ono tak bardzo nie sprawiedliwe...
~*~
    Wszyscy zebrani zajęli miejsca przed kilku metrowym dołem, w którym miał spoczywać na wieki wieków mój tata. Cały czas wycierałam łzy z tuszem spływające po moich policzkach. Chcę mieć to już za sobą. Wrócić do domu, zakopać się pod toną pościeli i nie wychodzić z pokoju. Wiem, że ból szybko nie minie, ale w końcu zacznie ustępować.
  Zaszlochałam głośniej kiedy spuścili trumnę do dołu. Schowałam twarz w dłoniach nie chcąc na to patrzeć. Lucy objęła mnie ramieniem i delikatnie pocierała moje. Szeptała, że będzie dobrze, ale nie oszukujmy się, nie będzie dobrze. Potrzebuje teraz przytulić się do Luke'a. Potrzebuję jego miłości. Potrzebuję go. Po kilku minutach przed grobem zostałam tylko ja. Bliscy porozchodzili się i rozmawiali ze sobą szeptem.
- Będę tęsknić. Mam nadzieję, że tam będzie ci lepiej.- szepnęłam czytając wyryty w tablicy napis ''Peter Parker''.
  Poczułam dłoń na ramieniu. Szybko odwróciłam głowę i zobaczyłam Luke'a. Zamrugałam kilka krotnie, ale nadal tam stał. Czyli to nie sen. Mimo okoliczności na moje usta wstąpił lekki uśmiech. Miesiąc go nie widziałam, nie rozmawiałam z nim, nic.
  Ubrany był na czarno, jak z resztą prawie wszyscy tu zebrani. Wstałam. Rozłożył ramiona, a ja zajęłam w nich miejsce. Przez kilka chwil stałam w jego silnym, bezpiecznym uścisku. Przypakował, widać to bo koszuli, która opina jego mięśnie.
 - Tak cholernie mi przykro Ro- szepnął w moje włosy i złożył na nich pocałunek. Zaszlochałam cicho w jego klatkę piersiową, a on potarł moje plecy i przytulił mnie mocniej. Odsunęłam się od niego na długość ramienia. Spojrzałam w jego oczy. Współczucie, ale i radość. To w nich ujrzałam.
 - Tęskniłam- powiedziałam prawie bezgłośnie. Kącik jego ust drgnął ku górze, ale starał się być poważny.
 - Ja też, Rose.- chwycił moją twarz w dłonie.- Ja też.- zapewnił. Otarł kciukami łzy z moich policzków. Przymknęłam oczy kiedy jego ciepłe, miękkie usta znalazły się na moim czole. Wskazałam gestem ręki byśmy już szli. Ostatni raz pomodliłam się nad grobem ojca i w ciszy odeszliśmy w stronę bramy.
 - Odwiozę cię- zaproponował kiedy już miałam odejść do samochodu, którym przyjechałam razem z Em i Scoot. Uśmiechnęłam się lekko. Podeszłam do niego, otworzył mi drzwi, wydukałam ciche podziękowania i jak najzgrabniej potrafiłam zajęłam miejsce pasażera. Zapięłam pasy, już po chwili byliśmy w drodze.
A/n Rozdział nudny, ale to taki przejściowy. Początki są najtrudniejsze. Mam nadzieję, że wam się podoba. :) W ogóle miał on się pojawić za 10 dni, ale napisałam go dzisiaj. Wiecie jak to jest- szkoła, praca, szkoła, praca i tak w kółko. Teraz jest przerwa świąteczna więc znalazłam chwile czasu wolnego, który ostatnio ogranicza się do minimum, niestety. Next myślę, że jakoś w piątek za tydzień. ;*
Hemmingsowa

środa, 4 lutego 2015

BLOG MIESIĄCA

Dobry wieczór Misie!
''Fight'' zostało nominowane do bloga miesiąca na katalog5sos.blogspot.com
Osobiście dostałam zawału, bo kompletnie przypadkiem zajrzałam na tą stronę i to zobaczyłam hahahaha.
Głosować możecie tutaj >KLIK
Mam nadzieję, że chociaż część z was zagłosuje, na prawdę to wiele dla mnie znaczy. xx

Ah, no i jak pewnie wiecie 'Cień' bierze udział w blogu roku. Ja jako cicha fanka Pepe (KOCHAM CIĘ PEPE! XD) postanowiłam pomóc.
WYSYŁAMY SMS-Y
numer: 7122
treść: J11212
Pomagamy, Cień zasługuje na wygraną! 

Do napisania  wkrótce :*
// Hemmingsowa

wtorek, 27 stycznia 2015

Prolog » Revenge

 " Ciemność jest szczodra,
 jest cierpliwa i zawsze zwycięża, 
ale w samym sercu jej siły leży jej słabość: 
wystarczy jedna, jedyna świeca, by ją pokonać. 
Miłość jest czymś więcej niż świecą. 
Miłość potrafi zapalić gwiazdy."

   Weszłam do swojego biura. Zamknęłam za sobą drzwi i dłonią "wymacałam" ścianę w poszukiwaniu włącznika światła. Wcisnęłam guzik i do tej pory ciemne pomieszczenie oświetliło białe, rażące światło lampy. Zdjęłam swój płaszcz i odwiesiłam go na wieszak obok drzwi.
  Wydałam z siebie dziwny pisk połączony z jękiem widząc nieznajomego chłopaka siedzącego na fotelu za biurkiem. Zakryłam przerażona usta dłonią. Cofnęłam się o krok patrząc w oczy mężczyzny. Wydawało mi się, że go znam albo chociaż kojarzę, ale jednocześnie był mi tak bardzo nieznajomy.
   - Nawet o tym nie myśl.- warknął groźnie, gdy moja dłoń zetknęła się z klamką. Spuściłam z niego wzrok i ujrzałam załadowany pistolet leżący na blacie, którego jedna dobrze wycelowana kula odebrałaby mi życie. Przeraziłam się jeszcze bardziej. Miałam wrażenie, że on też słyszy mój przyśpieszony o kilka razy puls.
  Puściłam metalową gałkę. Oczy zaczęły mnie piec od napływających do nich łez.
   - Usiądź.- nakazał oschle wskazując ręką fotel naprzeciwko niego. Rządził się tak jakby był u siebie, ale w tym momencie wolałam nie zwracać mu o to uwagi. Przełknęłam ciężko ślinę podchodząc bliżej krzesła. Serce zabiło mi jeszcze szybciej kiedy nieznajomy wziął do ręki pistolet i zaczął bawić się jego lufą.

Huh, no to mamy prolog! Tak jak zapowiadałam rozdziały będę wstawiać od kwietnia. ;) 
Nie chcę tu niepotrzebnie przedłużać więc... Do napisania xx.
Mam nadzieję, że wytrzymacie te 3 miesiące (nawet nie). ;D
 Bye! ♥
//Hemmingsowa 

sobota, 17 stycznia 2015

Epilog

 Muzyka
   Zacisnęłam mocniej dłonie na kierownicy i zacisnęłam szczękę tworząc z ust wąską linię. Jadę do domu. Może nie w najlepszym humorze, ale mam nadzieję, że kiedy zobaczę się z tatą na mojej twarzy pojawi się szeroki uśmiech. 
   Boję się reakcji z jego strony. Jak zareaguje kiedy mnie zobaczy? Na pewno będzie szczęśliwy. Powinnam chyba najpierw poinformować go o moim powrocie przez telefon, bo przecież nie chcę by dostał zawału! Ale chcę mu zrobić niespodziankę. Rozstanie z chłopakami było niezmiernie trudne. Każdy powstrzymywał się od płaczu prócz mnie. Ja ryczałam po prostu jak dziecko żegnając się z każdym. Po kolei: Michael, Ashton, Calum i Luke na końcu.
   Nie wiem co zrobić w kwestii Luke'a. Kocham go, a nawet bardzo go kocham. Nie myślałam nawet, że w tak krótkim czasie mogę się w kimś tak bardzo zakochać. Cóż na razie parą nie jesteśmy. To głupie zerwaliśmy raptem po dwóch dniach. Jak nie dojrzałe dzieci, które myślą, że się kochają, a tak na prawdę nawet nie wiedzą co to miłość. 
   Pokręciłam głową z dezaprobatą.
   Chyba jestem zbyt naiwna. Nie wiem jak mogłam sobie wyobrażać, że ta cała szopka z porwaniem była dla mnie.
   Zaśmiałam się pod nosem.
   Nie powinnam nawet tak myśleć, a już na pewno nie robić sobie nadziei! To oczywiste i przewidywalne, że zrobili to dla pieniędzy. A zakochanie czy zauroczenie się we mnie było nie planowane. Mogę to nazwać ''skutkiem ubocznym''. 
   Nie mogąc skupić się na drodze prawie uderzyłam w inny samochód osobowy, którego kierowca szybko na mnie zatrąbił wyrywając mnie z przytłaczających myśli. W dosłownie ostatniej chwili przekręciłam gwałtownie kierownicę w lewo zapobiegając wypadkowi jaki by miał miejsce i to z mojej winy.
   Reszta drogi minęła mi spokojnie i bez żadnej tego typu sytuacji.
   Zaparkowałam samochód na podjeździe pod moim domem. Całe podwórko zajmowała... policja? Pełno gapiów zebrało się dookoła mojej posiadłości. Znaczy mojej i mojego ojca. Wydział kryminalny? O co tu chodzi? 
   Serce podskoczyło mi do gardła. Zabrałam torebkę z siedzenia i dosłownie wybiegłam z samochodu nie dbając nawet o to by zablokować drzwi kluczykiem.

     - O mój boże, Rose!- usłyszałam za sobą zrozpaczony głos mojej przyjaciółki, Lucy. Łzy zebrały się w moich oczach. Odwróciłam się do niej przodem, a ta od razu do mnie podbiegła i uściskała z całych swoich sił. Objęłam ją mocno. Tak strasznie za nią tęskniłam. 
- nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę, że Cię widzę całą i zdrową. Myślałam, że już po tobie i nie zdążyłam się pożegnać.- Zaszlochała ledwo powstrzymując łzy cisnące się do jej oczu. Odsunęła się i popatrzyła na mnie.

     - Też się bardzo cieszę, że Cię widzę.- wyszeptałam łamiącym się głosem powstrzymując łzy.
- tak w ogóle, to co tu się stało?- spytałam coraz bardziej się niepokojąc. 

     - Nie wiem.- westchnęła.- Przejeżdżałam tędy, zobaczyłam policje, chciałam się dowiedzieć o co chodzi, ale nikt nie chce mi nic powiedzieć.- przygryzłam lekko wargę i pociągnęłam ją za rękę w stronę drzwi wejściowych. Schyliłyśmy się przechodząc pod taśmą policyjną, która była rozwinięta wokół całego domu. Poprawiłam swoją kurtkę.

     - A panie dokąd?- zatrzymał nas jeden z mundurowych. Na plakietce ujrzałam nazwisko ''Johnson''.
- miejsce zbrodni, proszę opuścić teren.- nakazał. Otworzyłam szerzej oczy. Jak to do cholery miejsce zbrodni? Co się tu stało? W głowie pojawiły mi się miliony czarnych myśli.

     - Miejsce zbrodni?- pisnęłam razem z blondynką stojącą obok. Popatrzyłyśmy na siebie przerażone i obie powstrzymywałyśmy słone łzy.

     - Mieszkam tu.- głos mi się załamał. Słyszałam swój własny puls w uszach. Serce waliło mi jakbym za chwile miała przeżyć zawał. 

     - Panienka, Parker.- policjant wyprostował się i spojrzał na mnie uważnie się przyglądając. Za pewne teraz rozpoznał mnie ze zdjęć. W końcu byłam poszukiwana.
- pański ojciec postawił na nogi policję w całej Califforni i nie tylko. Gdzie się pani podziewała.

     - O ile wiem nie jestem teraz na przesłuchaniu.- warknęłam nie udzielając odpowiedzi na zadane mi przez niego pytanie.
- proszę mi natychmiast powiedzieć co tu się stało!- zażądałam. Mężczyzna około 23 lata wpuścił nas do środka. Na zewnątrz pojawiło się już kilka dziennikarzy i ekip telewizyjnych. Ludzie nie mają się czym zajmować tylko oglądaniem czyjeś śmierci? 

   W domu panował totalny nie ład i chaos. Wszędzie walała się potłuczona porcelana oraz szkło. W niektórych miejscach pojawiły się również ślady krwi i innych substancji za pewne soku czy innego napoju, którego piła ofiara zbrodni. Śledczy kręcili się po domu robiąc mnóstwo zdjęć. Zbiegali z góry, a inni tam wbiegali i tak w kółko. Było ich na prawdę dużo.

     - Przykro mi niezmiernie.- zaczął młody policjant.- pan Parker nie żyje.- oznajmił widocznie zasmucony. Kolana się pode mną ugięły. Przez chwilę byłam w takim szoku, że nawet nie płakałam. Lucy zaprowadziła mnie do kuchni. Dopiero tam obie rozpłakałyśmy jak jakieś psychopatki. Zaczęłam krzyczeć, że to nie może być prawda. Płakałam głośno w ramię dziewczyny mocząc jej koszulkę, a ona moczyła moją swoimi łzami. Kto był takim potworem by zrobić takie coś tak cudownej, miłej, ciepłej osobie jak mój tato?
   Nawet się z nim nie pożegnałam.
   Miałam nadzieję, że to tylko kolejny popieprzony sen, koszmar, z którego za moment się obudzę.



Mój boże to koniec! Słyszycie mój płacz? Konie! :''''( 
Popłakałam się, o matko... 
Jeszcze raz chciałam bardzo, bardzo, bardzo podziękować za wszystko. Na prawdę, bez was by mi się to nie udało! 
Mam nadzieję, że każdy kto to przeczyta zostawi po sobie komentarz. To jedyne ff, które doprowadziłam do końca i jestem z niego na prawdę dumna. ;)
Prolog ''Revenge'' będzie jeszcze dzisiaj wieczorem więc bądźcie czujne. ;* 
A pierwszy rozdział w kwietniu. Oczywiście ''Revenge'' będzie pisane na tym blogu, bo nie widzę sensu zakładać nowego. 
Do napisania, Skarby! :*
Jeszcze raz- dziękuje! ♥☺
Żegnam się już z wami. :( 
Wasza Hemmingsowa xx.

piątek, 16 stycznia 2015

chapter twenty

   Do baru podeszła nie wysoka brunetka razem ze swoim chłopakiem. Blondyn zamówił dla niej jednego z mocniejszych drinków. Chciał ją upić, a później wykorzystać, taki był jego plan. Tu nie chodziło o jej miłość, o nią. Tu chodziło jedynie o seks i pieniądze. Nic więcej. Przyjaciółka od samego początku przestrzegała ją przed Dylanem i była przeciwna ich związkowi, ale dziewczyna była za bardzo zaślepiona miłością, by przejrzeć na oczy i zobaczyć jak bardzo chłopak ją wykorzystuje.
   Odebrała od bruneta za barem szklankę i bez większego, ''zbędnego'' zastanowienia wypiła ponad połowę naczynia. Gorzki, dość mocny napój zaczął drażnić jej gardło. Odkaszlnęła. Skrzywiła się lekko, ale mimo nie dobrego smaku piła dalej. Wlała w siebie resztę alkoholu, a chłopak już zadbał o kolejną porcje drinka. Przez cały czas chłopak bacznie ją obserwował powoli sącząc swojego drinka. Dziewczyna nie zauważała tego, bo z każdym kolejnym łykiem mocnego alkoholu coraz bardziej traciła kontrolę. Piła tak jakby nie znała umiaru, nigdy nie piła dużo nawet w sylwestra czy na innych tego typu impreza. Widocznie tym razem zrobiła wyjątek. 
   Pod czas siedzenia przy barze rozmawiała zawzięcie ze swoim chłopakiem jak i również z barmanem, ale chłopakowi to nie przeszkadzało. Nie czuł zazdrości. No, bo jak miał czuć się zazdrosny o osobę na której mu nie zależy? Ona pociąga go jedynie pod względem seksualnym. Nie widzi w niej nic prócz pięknego, zgrabnego ciała i ślicznej buźki. Tylko to się dla niego liczy. Jak z resztą u każdej swojej byłej.
   Po trzeciej lub czwartej szklance wstała i lekko chwiejąc się na nogach pociągnęła blondyna na środek parkietu pośród kompletnie pijanych nastolatków. Dylan zadowolony z siebie i uśmiechnięty trzymał Rose blisko swojego ciała. Niektórzy powiedzieliby, że za blisko. Jego ciało dotykało jej ciała, a ona nawet nie była skrępowana. Dłonie trzymał na jej pośladkach, ale była zadowolona. Ewidentnie spodobało się to jej. Przeniosła swoje drobne dłonie na jego kark nie przestając tańczyć w rytm muzyki wydobywającej się z głośników umieszczonych w każdym możliwym miejscu. On pochylił się nad nią. Poczuła ciepły oddech na szyi i usłyszała słowa płynące z jego ust:
     - Chodź znajdziemy jakiś wolny pokój na górze.*- te słowa podziałały jak mocne, siarczyste uderzenie prosto w twarz. Tak jakby alkohol przestał nagle działać odsunęła się od niego o metr może mniej i pokręciła przecząco głową nie godząc się na jego propozycje. Na prawdę nie chciała tego zrobić. Jeszcze zdecydowanie nie była gotowa. 
   Chociaż alkohol nadal buzował w niej, była po części świadoma. Wiedziała co chłopak chciał jej przekazać tymi słowami dlatego tak gwałtownie się otrząsnęła. Te słowa miały zbyt dużą ''moc''. Chłopak nie jednokrotnie proponował jej seks i domyśliła się, że tym razem chodziło mu o nic innego jak to samo.
   Zrobiła jeszcze kilka kroków w tył chwiejąc się, ale chłopak nie pozwolił jej odejść. Podszedł do niej z groźnym wyrazem twarzy, bo w planie, który ułożył sobie w głowie już za pewne kilka dni wcześniej powinien leżeć z nią teraz na łóżku i pozbywać dziewczynę ubrań, a ona miała odwdzięczyć się mu tym samym.
   Serce dziewczyny przyśpieszyło swoją pracę, gdy chłopak był na tyle blisko, by przyciągnąć ją znów do swojego ciała.
    - Nie daj się prosić, Skarbie.- skrzywiła się. Odepchnęła od siebie jego- teraz już- obleśne łapy. Otworzył szerzej oczy. Za pewne miał nadzieję, że dziewczyna będzie na tyle pijana, że nie będzie wiedziała co robi i po części straci panowanie nad własnym ciałem. Widocznie nie spodziewał się takiego obrotu sytuacji. I z pewnością, nie sądził, że Rose ma tak mocną głowę.
     - Zostaw mnie!- krzyknęła bełkocząc, kiedy jego ręce po raz kolejny znalazły się na jej ciele. Bez żadnych skrupułów i zastanowienia sprzedała mu tak zwanego ''liścia''.

   Podniosłam się gwałtownie do pozycji siedzącej. Zaczęłam głębiej, ciężej oddychać, a do oczu zebrały mi się łzy, które już po chwili spływały po mojej twarzy tworząc na niej mokre ścieżki. Desperacko zacisnęłam pięści na swoich włosach. Nie sądziłam, że te okropne sny, które męczyły mnie za ledwie kilka miesięcy temu do mnie powrócą. To tylko sen, Rose, to tylko sen, Dylan nie wróci. Obiecałam sobie, że zapomnę, przestanę o tym myśleć. Myśleć o nim. Miałam nadzieję, że wspomnienia nie wrócą. Przecież zostawiłam to w przeszłości. Teraz mamy teraźniejszość, a nie pozwolę, by przeszłość niszczyła moją przyszłość. 
   Na zegarku wiszącym na ścianie widniała godzina 2:30 w nocy. Zasnęłam w ciuchach więc wstałam z łóżka, rozebrałam się do bielizny, wzięłam do ręki zwykły, czarny t-shirt i czystą bieliznę. Z ubraniami w ręku poszłam do łazienki. Rozebrałam się i weszłam pod prysznic by się odświeżyć. Już i tak nie zasnę. Boję się zasnąć. Może nie tyle zasnąć, a tego, że przyśni mi się to co kilka minut temu. 
   Odkręciłam ciepłą wodę spłukując pianę z ciała. Czułam jak krople wody muskają moją skórę pozwalając rozluźnić się moim mięśniom. Pomogło mi to uspokoić zszargane nerwy i się wypłakać. Łzy zmieszały się z wodą. Gdy już uspokoiłam się dostatecznie wyszłam z kabiny i porządnie wytarłam się ręcznikiem. Założyłam ubranie, a włosy zawinęłam w inny ręcznik. Wczorajsze cichu wrzuciłam do kosza na brudy.  
   Uspokojona wyszłam z pomieszczenia, wróciłam do siebie i usiadłam na łóżku. Teraz jest odpowiedni dla mnie moment by poważnie porozmawiać z Luke'iem. Skoro i tak jestem już zdenerwowana po tym śnie to rozmowa z nim pozwoliłaby mi się wyładować. Nakrzyczałabym na niego i od razu poczuła się lepiej. Chcę wrócić do domu, chcę odzyskać swoje dawne życie. Chcę się spotkać z Lucy i odebrać swoje świadectwo, które pewnie od miesiąca czeka na mnie w szkolnym sekretariacie. 
   Nie czuję się jakoś źle ''mieszkając'' z chłopakami, ale na prawdę chcę już wrócić do domu. Jeszcze nigdy nie pragnęłam tego tak bardzo jak teraz. Cholernie tęsknie za tatą i to chyba boli najbardziej. To, że nie mogę go zobaczyć, przytulic i powiedzieć, że go kocham. Nawet nie wiem co się z nim teraz dzieje. Jest bezpieczny, zdrowy, szczęśliwy? Martwi się o mnie? Na pewno się martwi, tylko ja mu zostałam.
   Po śmierci mamy załamał się. Trudno mu było nawet myśleć o pracy, a co by było gdyby stracił również mnie? 


~*~

   Leżałam patrząc w sufit przez dobre 6 godzin. Z rozmyśleń wyrwał mnie dopiero Luke, który bez pukania wszedł do pomieszczenia, w którym aktualnie się znajdowałam. Posłał mi lekki uśmiech i podszedł do łóżka pewnym krokiem. Usiadł na brzegu kładąc dłoń na moim brzuchu.

     - Miałem nadzieję, że śpisz, bo chciałem obudzić Cię pocałunkiem.- uśmiechnęłam się mimowolnie po jego słowach.

     - Nie mogłam już spać.- popatrzyłam na niego. Po co mam mówić, że obudziłam się nad ranem przez jakiś głupi sen o moim byłym i już bałam się zasnąć. To głupie.

     - Miałem zabrać Cię na randkę, pamiętasz?- wyszczerzył się. Skinęłam głową z uśmiechem.
- Wyszykuj się i zejdź na dół, to pojedziemy gdzieś na śniadanie.- pochylił się i pocałował moje czółko. Wstał i wolnym krokiem wyszedł z pokoju. Uśmiechnęłam się promiennie i wstałam z łóżka o dziwo pełna energii do życia. Podeszłam do dużej szafy z której wyciągnęłam kwiecistą, kremową sukienkę, jeansową kurteczkę, a z szuflady parę czarnych zakolanówek. Zdjęłam koszulkę, którą miałam na sobie i przebrałam się. Założyłam jeszcze czarne botki na słupku, związałam włosy w kos=czka i zrobiłam prawie nie widoczny makijaż.
   Gotowa do wyjścia wyszłam z pokoju. Schodząc po schodach doskonale słyszałam rozmowę chłopaków w kuchni. Zatrzymałam się na moment. Przysłuchałam się słowom Luke'a.

     - Zabieram Ro na randkę.- zaczął swoją wypowiedź, a ja się uśmiechnęłam.- Później dam jej wolną rękę.- po tych słowach westchnął.- Przypuszczam, że będzie chciała wrócić do domu, więc proszę, spakujcie ją.- poprosił chyba smutnym głosem. 
   Oczywiście, że będę chciała wrócić do domu! Kto by nie chciał? Szkoda, że zostawię tutaj Luke'a, albo on zostawi mnie lecąc do Sydney, ale ja nie mogę zostawić swojego życia i on też nie morze zostawić swojego. Nie zależnie od wszystkiego. Mimo złych stron tego uśmiechnęłam się szeroko, bo w końcu będę mogła wrócić do taty! Nie umiem określić tego jak się czuję. Jestem smutna i wesoła zarazem. Mam pęknięte serce, ale i jestem szczęśliwa. Nie umiem tego wszystkiego jasno wyjaśnić. To zbyt pogmatwane. 

___________________________
*byli na tzw. domówce
Przygotujcie się na to, że to może być ostatni rozdział ''Fight''. Na chwilę obecną nie zdecydowałam czy napiszę jeszcze jakiś rozdział a dopiero później epilog, więc chcę żebyście byli na to przygotowani. 
''Revenge'' rusza chyba dopiero pod koniec marca, początek kwietnia idk.
Cieszę się, że nadal tu jesteście, to wiele dla mnie znaczy. Dziękuje za każde wyświetlenie, komentarz. Na prawdę sprawiliście, że mój świat stał się piękniejszy! Będzie mi brakowała pisania dla was na blogu przez te kilka miesięcy. Aczkolwiek nie będą to dla mnie wolne miesiące, bo wtedy będę pisała sobie rozdziały w zeszycie, by wstawiać je regularnie co tydzień. ;) 
Prolog mam już napisany i pojawi się on tego samego dnia co epilog tutaj. 
 Zapraszam również na mojego twittera @lukemyhero_ tam dowiecie się czegoś o mnie. :) I na twittera bloga @FightFFPL gdzie są newsy, ciekawostki, spojlery etc. 
Życzę wam miłego wieczoru misie! Kocham was z całego serca xx.
Do napisania.
CZYTASZ= KOMENTUJESZ
 // Hemmingsowa


poniedziałek, 5 stycznia 2015

chapter nineteen

  Cały czas patrzyłam w jego błękitne oczy nie wiedząc co powiedzieć albo zrobić. Pocierał kciukiem moje dłonie.Przypomniałam sobie o czymś. O czymś o czym chciałam zapomnieć. Nie chciałam tego wspominać. Miałam na zawsze wymazać to z pamięci. Wspomnienia wracają. Nie da się zapomnieć o przeszłości. Przed oczami pojawił mi się Dylan- mój były. Łudząco podobny do Luke'a. Z charakteru jak i z wyglądu. Kochałam go. Na prawdę go kochałam. Byliśmy ze sobą prawie pół roku, ale znaliśmy się praktycznie od zawsze. Przez sześć miesięcy spędzonych razem zdradzał mnie przy każdej możliwej okazji, bo ja mu odmawiałam. Zależało mu jedynie na seksie i na moich pieniądzach. Palant.
   Odsunęłam się powoli od blondyna i potrząsnęłam lekko głową chcąc odsunąć od siebie myśli o Dylanie. 

   - Coś nie tak?- spytał Luke kładąc dłoń na moim policzku. Zmusił mnie do popatrzenia sobie w oczy. Pokręciłam przecząco głową. Zamrugałam kilkakrotnie, w kącikach oczu zebrały mi się łzy. Tak bardzo chciałam zapomnieć. Ale dotyk Luke'a, jego czyny, gesty, słowa. To za bardzo przypomina mi o przeszłości. Chciałam chociaż przez chwilę o tym nie myśleć więc zaczęłam rozmowę.

   - To jest nie możliwe...- uśmiechnęłam się do blondyna.

   - co jest niemożliwe?- spytał również z uśmiechem.


   - zakochałam się w tobie, w chłopaku, który mnie porwał.- odpowiedziałam patrząc w jego oczy.


   - Kocham Cię...- szepnął, a ja już nie widziałam nic oprócz naszej dwójki. Znów to poczułam. To przyjemne ciepło rozlewające się od serca po całym ciele. Motylki w brzuchu, przyjemne dreszcze na dole kręgosłupa. Wszystko jakby rozprysło... To nie samowite. Jeszcze kilka tygodni temu go szczerze nienawidziłam, teraz nie mogłabym bez niego żyć. Czuję to. Dylan to przeszłość. Luke jest inny. Zapomnę o tamtym, już więcej mi nie przeszkodzi. Chłopak przysunął się do mnie i delikatnie mnie pocałował. Był niepewny. Bał się, bał się, że zrobi mi krzywdę. Niby taki gangster, a taki czuły i opiekuńczy. To chłopak idealny dla mnie. Wcześniej nie widziałam w nim tego co widzę teraz. Jak to możliwe, że na początku rzygać mi się chciało kiedy go widziałam. Znów się od niego odsunęłam.


- Kocham Cię, Lukey... Ale boję się.

- Czego się boisz?

- Że mnie zostawisz, odejdziesz.... Tak jak on.

- Nie zostawię Cię... Obiecuję...- przyciągnął mnie do siebie i usadził sobie na kolanach. Pozwolił bym wtuliła się w jego klatkę piersiową. Po dłuższej chwili podniósł głowę do góry. Popatrzył na mnie marszcząc czoło.
- Co za ''on''?- spytał.- jakiś chłopak Cię zranił?

- Luke... Nie chcę o tym mówić.- szepnęłam zaciskając pięści na jego koszulce i znów się do niego tuląc. Objął mnie ramieniem i lekko kołysał.

**

  Obudziłam się sama w pokoju. Zegar na ścianie wskazywał 10:45. Zaczęłam się zastanawiać czy to wszystko co zdarzyło się w nocy nie było snem. Podniosłam się do pozycji siedzącej i przetarłam zmęczoną twarz dłońmi. Zwlekłam się z łóżka i szurając nogami po podłodze wyszłam z pokoju w samej bieliźnie i za dużej koszulce. Zbiegłam cicho po schodach i weszłam do kuchni gdzie siedział Calum, a Luke robił dla wszystkich kolacje. Blondyn uśmiechnął się szeroko na mój widok. Przyciągnął mnie za rękę do siebie i pocałował lekko. Hood wydał z siebie dziwny głos jakby pisk szczęścia, dosłownie jak dziewczyna.

  - O mój boże! Jak długo to trwa?!- spytał cały czas szczerząc się jak głupi.

  - Ale my, nie...- nie dane mi było skończyć, bo Luke się wtrącił.

  - To kwestia godzin.- popatrzył na mnie z uśmiechem, który nie śmiało odwzajemniłam. Calum wstał z krzesła i wybiegł z kuchni krzycząc coś w stylu ''Chłopaki! Rose i Luke są parą!''. 

  Uderzyłam Hemmingsa łokciem w bok. 

  - Przecież nie pytałeś tak oficjalnie czy zostanę twoją twoją dziewczyną.- powiedziałam pretensjonalnie. Westchnął podszedł do parapetu i wziął z niego bukiet białych różyczek. Nie duży, nie mały, taki bym mogła go wziąć w jedną dłoń.

  - Zostaniesz moją dziewczyną?- spytał z nadzieją. Wzięłam od niego kwiaty i potwierdziłam ruchem głowy. Może źle robię. Może będę tego żałować. Może będę cierpieć, ale teraz to się nie liczy. Przytulił mnie. Zawiesiłam ręce na jego szyi tuląc się do niego jak dziecko do matki.
- Jutro zabiorę Cię na najlepszą randkę w twoim życiu.- szepnął do mojego ucha. Zaśmiałam się pod nosem kiedy pocałował mój kark. Jego ciepły oddech łaskotał moją skórę. Odsunęłam się od niego nachylił się nade mną by mnie pocałować, ale ja się odsunęłam.

  - Jestem głodna.- oboje się zaśmialiśmy. Usiadłam przy stole. 

  Chłopcy wbiegli do pomieszczenia szczerząc się i patrząc na nas z pedofilskimi minami. Zaśmiałam się razem z Luke'iem widząc ich. 

   - To prawda co mówił Calum?- odezwał się w końcu Ashton kiedy każdy z nas jadł swoją porcje jajecznicy przygotowanej przez Hemmo. 

  - Tak.- odpowiedziałam łapiąc dłoń mojego chłopaka. Jeju jak to pięknie brzmi. ''Luke, mój chłopak.'' ''Poznajcie mojego chłopaka, Luke'a.'' Uśmiechnęłam się sama do siebie.

  - Jak długo?- dopytywał. Mike szturchnął go ramieniem mamrocząc pod nosem ''daj im spokój''. Zaśmiałam się. Skoro jestem z Luke'iem to zastanawiam się czy teraz mogłabym wrócić do domu? Czy pojedziemy tam? Czy chłopaki wszystko wytłumaczą mojemu ojcu, mi?, bo swoją drogą nie powiedzieli mi dlaczego tu jestem. No i czy mój tata zaakceptuje mój związek z... tak na prawdę kryminalistą? 
  Jadłam powoli rozmyślając. Jak to będzie teraz wyglądać? Chłopaki są z Sydney, mają tam rodziny, ja mieszkam tu w Los Angeles. Co teraz z nami będzie? Będą przecież musieli wrócić. Nie zamierzam lecieć z nimi, a oni na pewno nie zamierzają zostawać tutaj. Przecież mają tam znajomych, rodziny przyjaciół, wszystko. Ja kocham swojego ojca za bardzo by go zostawić. Teraz cierpię, a nawet nie zostawiłam go z własnej woli tylko z przymusu. Nie potrafiłabym go opuścić nawet dla miłości swojego życia. W końcu tylko on mi został. Nie mam mamy, rodzeństwa, mam tylko jego. No i kilku dalszych członków rodziny, ale rodzina od strony mamy nie utrzymuje z nami kontaktu.
  Westchnęłam cicho patrząc na chłopaków. Odeszłam od stołu. Położyłam nie dokończone śniadanie na blat kuchenny i wyszłam odprowadzona przez wzrok Hemmingsa. Przygryzłam wargę by powstrzymać łzy napływające mi do oczu i wróciłam do swojego pokoju. Położyłam się na wygodnym łóżku patrząc pustym wzrokiem w sufit. 
  Po mojej głowie chodziło tylko jedno pytanie. Co teraz będzie?
_____________________________________________
No właśnie, co teraz będzie?
Chyba trochę krótki mi wyszedł ten rozdział :/ 
Jak widzicie pojawił się już fragment z prologu co może tylko oznaczać, że zbliżamy się ku końcowi :( Kto jest smutny? Ja bardzo. :'( Nie mogę uwierzyć, że to już prawie koniec, strasznie się przyzwyczaiłam do pisania dla was, do was.
Teraz chce mi się płakać, a co będzie jak będę kończyła ''Revenge'', huh...
Dziękuje wszystkim, którzy tu byli, są i będą, to na prawdę wiele dla mnie znaczy!
ilysssssm ♥
// Hemmingsowa

wtorek, 30 grudnia 2014

chapter eighteen


Rozdział dedykuję Poli. Dziękuje Ci, Kochanie za pomoc. ♥
 ___________________________________
    Zamurowało mnie słysząc jej odpowiedź. Po mojej głowie cały czas chodziło jedno słowo. Tak- to była jej odpowiedź na, którą czekałem chyba całe życie, bo dopiero teraz poczułem się na prawdę szczęśliwy. Mimowolnie na moją twarz wkradł się uśmiech. Zjechałem na pobocze i zatrzymałem samochód. W tej chwili nie byłem wstanie prowadzić. Szczęście rozrywało mnie od środka i nie byłem w stanie jechać.
   Zacisnąłem ręce na kierownicy i opadłem ciężko na fotel. Odetchnąłem z... ulgą. Tak to zdecydowanie była ulga. Popatrzyłem na dziewczynę uśmiechając się lekko. Miała odwróconą twarz do okna. Wyglądała tak słodko i niewinnie.

    - Na prawdę, Ro?- spytałem niepewnie. 

    - Nie kłamałabym w takiej sprawie, Luke.- odparła cicho nadal na mnie nie patrząc. 

Westchnąłem cicho, delikatnie dotknąłem dłonią jej nogi, ale nawet nie drgnęła.

    - Rose, proszę spójrz na mnie.- poprosiłem. Dziewczyna powoli uniosła głowę i popatrzyła w moje oczy. Gwałtownie przybliżyłem ją do siebie i lekko musnąłem jej usta. Odwzajemniła pocałunek, a ja go pogłębiłem. Rękami gładziłem jej policzek i plecy, a ona lekko ciągnęła końcówki moich włosów, co sprawiało, że co chwila mruczałem w jej usta. Ta chwila mogłaby trwać wiecznie.
Rose odsunęła się ode mnie, więc jęknąłem niezadowolony. Zaśmiała się.
   - Jedź dalej. Chłopaki na pewno będą się niecierpliwić.
Westchnąłem i mimo własnej woli ruszyłem dalej. Najchętniej rzuciłbym się na nią, no bo kurwa widzieliście jakie ona ma ciało?!
 Rose
    Byłabym idiotką, gdybym powiedziała, że Luke nie całuje świetnie. Ten człowiek chyba jest do tego stworzony. Ten pocałunek był… inny od poprzedniego. Czułam w nim czułość i pasję, jednak przerwałam to. Po prostu boję się.
Po około 30 minutach wróciliśmy do naszych wygłodniałych chłopców. Wnieśliśmy zakupy i zabraliśmy się za robienie pizzy.
   - Ashton, czy ty właśnie usmarowałeś moje włosy sosem pomidorowym z musztardą?!- wydarł się Calum.
   - To był ten ksiądz, który często łazi obok naszego domu!- odkrzyknął mu Ashton, który był w salonie. Razem z Luke’iem nie mogliśmy opanować śmiechu.
   - Luke, a tak w ogóle gdzie jest Mike?- spytałam z ciekawości.
   - Wydaje mi się, że pojechał załatwić jakąś sprawę.- blondyn wzruszył ramionami.
   Podczas, gdy w salonie trwała kłótnia wywołany przez Caluma i Asha, ja z Luke’iem w ciszy przygotowywaliśmy kolejne dwie pizze. Chłopak co chwila na mnie zerkał, przez co nawet nie mogłam się skupić na robieniu tej cholernej pizzy! Udawałam, a przynajmniej próbowałam udawać, że mi to nie przeszkadza, ale po kilku minutach wyszłam do toalety.
Spojrzałam w lustro i potarłam rękami o twarz. Wiem, że kocham Luke’a, ale nie wiem co z tym zrobić. Boję się, że on się mną znudzi i mnie zostawi. Ba, jestem tym przerażona. Nie wiem co robić. Czuję się w tym wszystkim taka zagubiona. Chciałabym z kimś o tym pogadać…
   - Ro, wszystko w porządku?- usłyszałam głos Luke’a po drugiej stronie drzwi. Do moich oczu napłynęły łzy, ale nie pozwoliłam im popłynąć.

   - Tak, wszystko okej.- odpowiedziałam mrugając kilkakrotnie, by powstrzymać łzy. Patrzyłam pusto w swoje odbicie. Pokręciłam przecząco głową zaciskając powieki.  

   - Na pewno?- słyszałam, że martwi się. Na moją twarz wstąpił ledwo widoczny uśmiech.

   - Tak.- później usłyszałam już tylko jak odchodzi. Przemyłam twarz wodą i wróciłam do kuchni. Nasze ‘’stanowisko pracy’’ było ładnie posprzątane, a pizzę wstawione do piekarnika. Zmarszczyłam brwi i udałam się do salonu. Widocznie Cal i Ashton już wybaczyli sobie wszystko, bo teraz siedzieli razem oglądając jakieś głupie filmy w telewizji.


   - Wiecie gdzie jest Luke?- zapytałam. Popatrzyli na mnie.

   - Wyszedł. Powiedział, że niedługo wróci.- wyszedł? Tak po prostu? Wydawało mi się to naprawdę dziwne. Postanowiłam, że na razie nie będę się tym zamartwiać.
Usiadłam obok chłopców i próbowałam oglądać te durne komedie. Moje oczy same zaczęły się kleić. Zasnęłam.

    Zielona, duża polana, a na niej dwójka nastolatków. Szatynka i blondyn. Leżeli na kocu trzymając się za ręce i patrząc sobie w oczy. Chłopak uśmiechnął się szeroko do dziewczyny ukazując rząd śnieżno białych zębów. Dziewczyna zachichotała śmiesznie kiedy opowiedział jej jeden ze swoich w ogóle nie zabawnych żarcików. Mimo wszystko zaśmiała się by nie sprawić mu przykrości. Bądź co bądź, śmieszyło ją to, że robił z siebie głupka. Podniósł się na łokciu i musnął wargami jej pełne, słodkie usta. Uśmiechnęła się ciepło. Jej serce przyśpieszało niesamowicie a każdym razem kiedy to robił. Sięgnął dłonią w głąb wysokiej trawy zauważając małą, białą stokrotkę. Zerwał ją i wplątał w upiętą spinką grzywkę dziewczyny. Biały kolor kwiatka idealnie kontrastował z jej dość opaloną skórą. Blondyn jeszcze raz pochylił się nad nią i pocałował ją, tym razem pewniej i mocniej. Pozwolił by wtuliła się w jego klatkę piersiową i słuchała przyśpieszonego bicia jego serca. Zawsze ją to uspakajało. Odkąd pamiętała uwielbiała tak leżeć i rozmyślać. Dłonią gładziła jego tors, a on bawił się jej włosami patrząc w niebieskie niebo, które na horyzoncie robiło się pomarańczowe od zachodzącego słońca. Splótł ich palce szepcząc, ze kocha ją bardzo i nigdy nie przestanie. 

   -Rose? Śpisz?- ktoś obudził mnie, w czasie trwania tego pięknego snu, szturchając w ramię. Otworzyłam oczy. Nad kanapą stał Luke. Wokół było ciemno, czyli chłopaki poszli na górę. 

   -Gdzie byłeś?- spytałam ignorując to co wcześniej do mnie powiedział.

   -Musiałem coś załatwić. Słuchaj, chciałem pogadać. Pójdź do siebie, zaraz przyjdę.- nakazał.

     Kiwnęłam głową i tak jak prosił poszłam do siebie. Usiadłam na łóżku i wpatrywałam się w swoje stopy. Czekałam może nawet nie 5 minut, mimo to trwało to jak wieczność. Przez ten, krótki okres czasu przypomniało mi się kiedy siedziałam tak na łóżku czekając, aż tata przyjdzie ze mną ''poważnie porozmawiać''. Tego dnia dowiedziałam się o śmierci mamy. To był cios prosto w serce. Nigdy wcześniej nie czułam takiego bólu jak po stracie osoby za, którą oddałabym życie. Dosłownie. Zrobiłabym dla niej wszystko. Strasznie mi jej wtedy brakowało. Do moich oczu po raz kolejny już tego dnia napłynęły łzy. Nie chciałam się teraz rozkleić, zaraz miałam porozmawiać z Luke'yem. Zamrugałam kilkakrotnie by je powstrzymać i przygryzłam mocno wargę. Uniosłam głowę wpatrując się w sufit.

    - Jestem.- do pokoju wszedł blondyn. Trzymał za sobą coś dużego. Usiadł obok mnie.
- Mam coś dla ciebie.- rzekł i wyjął zza pleców wielkiego, puszystego misia. Zaśmiałam się. Nikt jeszcze nie dał mi takiego słodkiego prezentu. Przytuliłam chłopaka. Położyła misia u podnóża łóżka. Przez kilka sekund na niego patrzyłam. Duży, biały, puchaty. Podoba mi się. Odwróciłam wzrok z powrotem na chłopaka.
   - Dziękuje, Luke.- szepnęłam mu do ucha. Wróciłam do normalnej pozycji, ale nasze twarze nadal były blisko. Uśmiechnęła się ciepło patrząc w jego błękitne oczy. Kocham w nie spoglądać. Są jak niebo w upalne dni, jak niesamowicie czyste morze. Są... piękne.

   - Kocham cię Rose.- powiedział niemal niesłyszalnie, a ja myślałam, że zemdleję. Czy to na prawdę się zdarzyło? A może nadal śnię? Czy jestem na to gotowa? Czy jestem gotowa by wyznać mu swoje uczucia? A może po prostu się przesłyszałam? Pokręciłam głową.

   - mo..możesz powtórzyć...?- za jąkałam się. Popatrzył na mnie  rozbawieniem i zaśmiał się pod nosem. Złapał moje dłonie w swoje duże ręce i popatrzył głęboko w moje oczy.

   - Kocham Cie, Rose.- powtórzył tym razem pewniej. Miałam kilku chłopaków wcześniej, ale od żadnego z nich nie usłyszałam tych prostych, ale jakże magicznych słów. Moje wargi zadrżały, a ja w tym momencie nie byłam w stanie powstrzymać łez. Spuściłam głowę zasłaniając twarz włosami kiedy pojedyncze kropelki zaczęły spływać po mojej twarzy. Blondyn westchnął cichutko i uniósł delikatnie palcem mój podbródek. Ujął moją twarz w dłonie.

   - Kocham Cię, Luke.- szepnęłam bardzo cicho, ale w stu procentach pewna swoich uczuć. 
   Jego usta przywarły do moich, a ja nie byłam w stanie myśleć o niczym innym. Nie istniał świat poza nami. Liczyliśmy się tylko my. Istniały tylko dłonie Luke'a na moich plecach, przyciągające mnie bliżej do niego. Wsunęłam w jego blond włosy. Pachniał jednymi z moich ulubionych męskich perfum. Kiedy odsunęliśmy się od siebie mój uśmiech nie schodził mi z twarzy. Co prawda uśmiechałam się przez łzy, ale były to łzy szczęścia. Pomiział mnie po policzku opierając swoje czoło o moje. 
_______________________________
Nie będę was tu zanudzała notką. Chciałam po prostu przeprosić, za to, że długo nie było rozdziału. Nie jestem dzisiaj w nastroju, żeby się jakoś rozpisywać. Życzę wam udanego sylwestra i szczęśliwego nowego roku. Kocham was. <3 
Do napisania. xx
20 KOMENTARZY=NEXT
//Hemmingsowa

szablon