Zaparkowałam samochód pod firmą. Wysiedliśmy razem z Oliverem, zamknęłam samochód od strony kierowcy kluczykiem i ruszyłam stromymi schodami na górę do wysokiego oszklonego budynku. W szpilkach ledwo dotrzymywałam kroku chłopakowi, który stąpał co drugi stopień. Chwycił moją dłoń, ciągnąc mnie za sobą.
- Dałabym sobie radę, Olie.
- No nie wiem, Skarbie.- zaśmiał się krótko pod nosem, a ja lekko zarumieniłam.
Otworzył przede mną drzwi i wpuścił mnie pierwszą do środka. Znaleźliśmy się na środku holu utrzymanego w ciemnych kolorach. To jedyne miejsce w firmie które nie jest wystrojone w białe lub szare meble oraz ściany. Podeszłam do recepcji. Za ladą z ciemnego piaskowca stała wysoka, zgrabna blondynka dwa lata starsza ode mnie.
- Cześć, Ari.- uśmiechnęła się do mnie promiennie i spojrzała na mojego towarzysza. Zauważyłam jak delikatnie się rumieni i dyskretnie spuszcza wzrok.
- Cześć, Amando... Dasz mi klucze do sali konferencyjnej i mojego biura?- Odwróciła się do nas tyłem i z zabezpieczonej alarmem szklanej gablotki wyciągnęła dwa klucze, o które prosiłam. Przy jednym z nich wisiała czarna przywieszka z numerem dwieście osiemdziesiąt, przy drugim taka sama, ale z numerem trzysta.
- Proszę bardzo.- podała mi je znów rozpromieniona. Chyba nigdy nie widziałam jej smutnej. Ale cóż, jak to mówią- najwięcej uśmiechają się ci, którzy najbardziej cierpią.
- Dziękuje, Kochana.- posłałam jej kolejny serdeczny uśmiech i udałam się z przyjacielem do również oszklonej windy. Wjeżdżając na górę można podziwiać cudowną panoramę tego pięknego miast jakim jest Los Angeles.
Splotłam dłonie trzymając je nisko. Oparłam się plecami o przeźroczystą ścianę i patrzyłam przed siebie.
Zaczęłam rozmyślać. Dlaczego Luke nie odzywał się do mnie przez tyle czasu? Kto zabił mojego ojca? Może to właśnie on? W końcu skoro przeprowadził się tu dla mnie mógł też zabić mojego tatę, by mieć mnie tylko dla siebie.
Nie zraniłby mnie tak bardzo, nie zniszczyłby mnie.
- Hej, Rose.- poczułam delikatne szturchnięcie w ramię. Zamrugałam szybko kilka razy powracając myślami do rzeczywistości. Przeniosłam wzrok na blondyna, czekającego na moją jakąkolwiek reakcję.
- Tak?
- Jesteśmy już na miejscu.- Powiedział nieco rozbawiony tą sytuacją. Rozejrzałam się.
Rzeczywiście byliśmy już na dwudziestym piątym i ostatnim piętrze wieżowca. Westchnęłam cicho w duchu, wyszłam na korytarz. Chłopak cały czas szedł za mną jak posłuszny pies za swoim panem.
Zanim udaliśmy się do biura zaprowadziłam go do sali konferencyjnej.
- To tu dokonujemy przetargów.- Zrobiłam cudzysłowie palcami w powietrzu. Przygryzł lekko wargę i wszedł do środka. Zamknęłam za nami drzwi chociaż nawet gdybyśmy chcieli uzyskać tu trochę prywatności byłoby to niemożliwe. Sala- podobnie jak większość pomieszczeń w całym budynku- jest oszklona z każdej strony. Uśmiechnęłam się ciepło do jednego z ogromnych ochroniarzy stojących obok drzwi. Podeszłam do długiego, białego stołu i usiadłam na jednym z wielu czarnych krzeseł ustawionych dookoła. Na ścianie przeciwległej do drzwi wisi wiele pięknych obrazów oraz tablica interaktywna. Oprócz tych kilku przedmiotów sala jest kompletnie pusta. Na suficie wiszą tylko trzy lampy. W dzień oświetleniem są promienie słońca.
Bujałam się na krześle kiedy Oliver oglądał całe pomieszczenie i malowidła na ścianach.
- Chcesz zobaczyć biuro?- spytałam po pewnym czasie. Byłam nieco zmęczona i znudzona.
- Tak, chodźmy.- wyciągnął do mnie dłoń więc ją chwyciłam. Poszliśmy razem do końca korytarz, skręciliśmy w lewe skrzydło budynku i na samym końcu stanęliśmy przed potężnymi mahoniowymi drzwiami.
- W razie czego, tu masz zapasowy klucz.- wskazałam spód doniczki z kwiatem stojącym w kwietniku.
- To takie oklepane.- zaśmiała się cicho, zawtórowałam mu i otworzyłam drzwi kluczem od Amandy. Przepuścił mnie w drzwiach więc weszłam. Po pomieszczeniu krzątała się Tracy.
- Tracy co tu robisz?- spytałam zdziwiona. Spojrzała na mnie jak dziecko, które wyleje sok na dywan, na swoją matkę.
- Porządkuje papiery.
- Prosiłam cię o to trzy dni temu.- skrzyżowałam ręce na piersi opierając się o biurko. Popatrzyłam na Olivera, który właśnie zajmował miejsce na dużej, białej skórzanej kanapie.
- Przepraszam, nie miałam na to czasu.
- Idź już Tracy, dam sobie radę.- westchnęłam cicho. Jedynym zajęciem tej dziewczyny tutaj jest odbieranie telefonów, których nie ma tak dużo po śmierci mojego ojca. Brunetka opuściła biuro tak jak o to poprosiłam.
- Pomogę ci.- McCall podszedł do mnie, wziął segregator który wzięłam do ręki. Powiedziałam bezgłośnie ''dziękuje''. Skinął głową uśmiechając się lekko i wrócił na swoje poprzednie miejsce.
- To może pójdę po kawę. Mrożona czy zwykła?- ruszyłam do wyjścia.
- Zwykła.- odpowiedział nie patrząc na mnie. Siedział z nosem w dokumentach. Wyszłam na korytarz. Przechodząc przez korytarz słyszałam jedynie stukot moich szpilek uderzających o marmurową podłogę, ten dźwięk odbijał się echem w moich uszach.
Weszłam do windy i zjechałam nią pięć pięter. Kupiłam dwie kawy w kawiarence na dwudziestym piętrze.
- Jak się czujesz, Rose?- spytał Kevin, robiąc mi moją ulubioną mrożoną kawe z bitą śmietaną i karmelem. Odebrałam od niego chłodny napój i od razu się napiłam. Poczekałam jeszcze na latte dla przyjaciela.
- Nie jest najgorzej. Jakoś się trzymam.- posłałam mu lekki uśmiech, odwzajemnił go od razu.
- Po co ci, aż dwie kawy?- podał mi drugą.
- Przyjechałam z przyjacielem.
- Luke'iem?- uniósł pytająco brew.
- Skąd wiesz o Hemmingsie?- zdziwiłam się. Jestem pewna, że nigdy mu o nim nie wspominałam. Nawet nie miałabym kiedy. Nie rozmawiamy zbyt często.
- Od, Lucy.- wzruszył lekko ramionami.
- Mogłaby mówić Ci trochę mniej.
- Jesteśmy parą, mowi mi o wszystkim.
- Wiem, ale niektóre rzeczy mogłaby zostawić dla siebie.- mruknęłam odchodząc od lady.
Wróciłam od razu do swojego biura. Po drodze spotkałam śpieszącą się do wyjścia Tracy, która powinna skończyć swoją zmianę dopiero za godzinę. Nie zauważyła mnie, a ja jej nie zatrzymywałam. Jest ostatnio bardzo roztargniona.
- Przyniosłam ci kawę.- Odłożyłam oba kubki na biurko i usiadłam na blacie biorąc drugi segregator z papierami.
Pełno niepotrzebnych już dokumentów walało się po podłodze. Ja już dawno skończyłam swój napój, a Oliver nawet nie zaczął. Spojrzałam na niego. Przeglądał papiery z trzeciego już segregatora.
- Olie, kawa ci wystygła.- westchnęłam. Uniósł wzrok, odłożył wszystko i wstał. Szybkim krokiem podszedł do mnie. Jedną dłoń umieścił na moim biodrze, drugą zaś na policzku. Z każdą sekundą jego twarz była coraz bliżej mojej. Zamknął oczy, ja również. Położyłam dłoń na jego torsie powstrzymując tym samym przed pocałowaniem mnie.
- Nie możemy.- szepnęłam w ostatniej chwili gdy jego wargi muskały już moje.
- Nie obchodzi mnie to.- powiedział bez namiętnie. Przywarł ustami do moich.
A/n Tak cholernie was przepraszam! Przepraszam, że już prawie trzy miesiące nic nie napisałam, nawet wyjaśnienia. Dopadł mnie okropny brak weny, ale cóż w końcu jest! Wiecie, że dokładnie rok temu wstawiłam na Fight czwarty rozdział? Dokładnie tak jak dzisiaj wstawiam czwarty rozdział Revenge. Dwa miesiące temu była rocznica powstania tego bloga. Przepraszam, że nic nie przygotowałam na tamten dzień. Tak jak wspominałam nie miałem weny.
15/16 lipiec jest również dla mnie szczególnym dniem/nocą (lol). Po pierwsze- urodziny Hemmingsa. Po drugie- właśnie teraz mija pierwsza rocznica moję przyjaźni z internetową przyjaciółką. Chciałabym jej teraz, ''przy was'' za wszystko podziękować. Za to, że była w trudnych dla mnie chwilach, wytrzymała ze mną tyle czasu XD, wspierała mnie i dopingowała. Ogólnie dziękuje jej za wszystko i mocno ją kocham. ♥ Właśnie jej dedykuję ten rozdział.
Jeszcze jedno. Jedzie ktoś na Jahoo Jahaa do Warszawy? Może ktoś chciałby się spotkać? :)
Więc do napisania, Sherlock x.
- Tracy co tu robisz?- spytałam zdziwiona. Spojrzała na mnie jak dziecko, które wyleje sok na dywan, na swoją matkę.
- Porządkuje papiery.
- Prosiłam cię o to trzy dni temu.- skrzyżowałam ręce na piersi opierając się o biurko. Popatrzyłam na Olivera, który właśnie zajmował miejsce na dużej, białej skórzanej kanapie.
- Przepraszam, nie miałam na to czasu.
- Idź już Tracy, dam sobie radę.- westchnęłam cicho. Jedynym zajęciem tej dziewczyny tutaj jest odbieranie telefonów, których nie ma tak dużo po śmierci mojego ojca. Brunetka opuściła biuro tak jak o to poprosiłam.
- Pomogę ci.- McCall podszedł do mnie, wziął segregator który wzięłam do ręki. Powiedziałam bezgłośnie ''dziękuje''. Skinął głową uśmiechając się lekko i wrócił na swoje poprzednie miejsce.
- To może pójdę po kawę. Mrożona czy zwykła?- ruszyłam do wyjścia.
- Zwykła.- odpowiedział nie patrząc na mnie. Siedział z nosem w dokumentach. Wyszłam na korytarz. Przechodząc przez korytarz słyszałam jedynie stukot moich szpilek uderzających o marmurową podłogę, ten dźwięk odbijał się echem w moich uszach.
Weszłam do windy i zjechałam nią pięć pięter. Kupiłam dwie kawy w kawiarence na dwudziestym piętrze.
- Jak się czujesz, Rose?- spytał Kevin, robiąc mi moją ulubioną mrożoną kawe z bitą śmietaną i karmelem. Odebrałam od niego chłodny napój i od razu się napiłam. Poczekałam jeszcze na latte dla przyjaciela.
- Nie jest najgorzej. Jakoś się trzymam.- posłałam mu lekki uśmiech, odwzajemnił go od razu.
- Po co ci, aż dwie kawy?- podał mi drugą.
- Przyjechałam z przyjacielem.
- Luke'iem?- uniósł pytająco brew.
- Skąd wiesz o Hemmingsie?- zdziwiłam się. Jestem pewna, że nigdy mu o nim nie wspominałam. Nawet nie miałabym kiedy. Nie rozmawiamy zbyt często.
- Od, Lucy.- wzruszył lekko ramionami.
- Mogłaby mówić Ci trochę mniej.
- Jesteśmy parą, mowi mi o wszystkim.
- Wiem, ale niektóre rzeczy mogłaby zostawić dla siebie.- mruknęłam odchodząc od lady.
Wróciłam od razu do swojego biura. Po drodze spotkałam śpieszącą się do wyjścia Tracy, która powinna skończyć swoją zmianę dopiero za godzinę. Nie zauważyła mnie, a ja jej nie zatrzymywałam. Jest ostatnio bardzo roztargniona.
- Przyniosłam ci kawę.- Odłożyłam oba kubki na biurko i usiadłam na blacie biorąc drugi segregator z papierami.
Pełno niepotrzebnych już dokumentów walało się po podłodze. Ja już dawno skończyłam swój napój, a Oliver nawet nie zaczął. Spojrzałam na niego. Przeglądał papiery z trzeciego już segregatora.
- Olie, kawa ci wystygła.- westchnęłam. Uniósł wzrok, odłożył wszystko i wstał. Szybkim krokiem podszedł do mnie. Jedną dłoń umieścił na moim biodrze, drugą zaś na policzku. Z każdą sekundą jego twarz była coraz bliżej mojej. Zamknął oczy, ja również. Położyłam dłoń na jego torsie powstrzymując tym samym przed pocałowaniem mnie.
- Nie możemy.- szepnęłam w ostatniej chwili gdy jego wargi muskały już moje.
- Nie obchodzi mnie to.- powiedział bez namiętnie. Przywarł ustami do moich.
A/n Tak cholernie was przepraszam! Przepraszam, że już prawie trzy miesiące nic nie napisałam, nawet wyjaśnienia. Dopadł mnie okropny brak weny, ale cóż w końcu jest! Wiecie, że dokładnie rok temu wstawiłam na Fight czwarty rozdział? Dokładnie tak jak dzisiaj wstawiam czwarty rozdział Revenge. Dwa miesiące temu była rocznica powstania tego bloga. Przepraszam, że nic nie przygotowałam na tamten dzień. Tak jak wspominałam nie miałem weny.
15/16 lipiec jest również dla mnie szczególnym dniem/nocą (lol). Po pierwsze- urodziny Hemmingsa. Po drugie- właśnie teraz mija pierwsza rocznica moję przyjaźni z internetową przyjaciółką. Chciałabym jej teraz, ''przy was'' za wszystko podziękować. Za to, że była w trudnych dla mnie chwilach, wytrzymała ze mną tyle czasu XD, wspierała mnie i dopingowała. Ogólnie dziękuje jej za wszystko i mocno ją kocham. ♥ Właśnie jej dedykuję ten rozdział.
Jeszcze jedno. Jedzie ktoś na Jahoo Jahaa do Warszawy? Może ktoś chciałby się spotkać? :)
Więc do napisania, Sherlock x.